Wymiary: 135 x 200 mm
Czy lubicie latać samolotem? Mnie zawsze fascynowała
możliwość siedzenia przy oknie i przy każdej podróży sprawdzam, czy aby na
pewno będę mieć miejsce przy oknie. Z kolei moja siostra wręcz nie znosi tego
środka transportu i gdyby nie to, że to jest najlepsza możliwość dostania się
na wakacje do np. Grecji, to na pewno sama z siebie by do samolotu nie wsiadła.
Wiele osób boi się awarii, bo przecież tyle się mówi o tych wypadkach, jak
samolot spadnie i wszyscy zginą… Ale wiecie, dlaczego jest wtedy o tym tak
głośno? Bo to naprawdę rzadkie przypadki. Istnieje internetowa mapa, która
pokazuje w czasie rzeczywistym, ile samolotów obecnie lata po niebie. Wierzcie
mi, będziecie w szoku, jak to zobaczycie.
Nie da się jednak ukryć, że potencjale awarie czy ataki terrorystyczne
na pokładzie samolotów niejednokrotnie były inspiracją do filmów akcji czy też
powieści osadzonych w podobnych klimatach. Jedną z nich jest debiutanckie
dzieło T. J. Newman, która uwaga, sama pracowała niegdyś jako stewardesa. I
chociaż na okładce owej książki znajdziecie hasło „Przyjemnego lotu!” to
zaufajcie mi, nie chcielibyście się znaleźć w sytuacji ludzi, którzy pojawiają
się na kartach tej książki. Ani na miejscu pilota, ani na miejscu obsługi
samolotu, ani na miejscu pasażerów… Ani też na miejscu rodziny pilota, który
dostaje polecenie rozbicia samolotu, bo w innym wypadku jego rodzina zginie a
niestabilny psychicznie człowiek owinął ich materiałami wybuchowymi i cały czas
trzyma w ręce detonator.
Powieść ta wciągnęła mnie już od pierwszych stron, choć
doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tematyka wydaje się być nieco
oklepana. Okazało się jednak, że w tym przypadku niekoniecznie mamy do
czynienia z typowym atakiem terrorystycznym, a oprawcy są po prostu pełni żalu,
są źli na cały naród amerykański i widzą w tej akcji coś w stylu swojej
życiowej misji. To ich osobista zemsta, to ich poświęcenie, to próba zwrócenia
uwagi na siebie i wydarzenia, które miały miejsca w ich kraju, a na które rząd
amerykański przymknął oko. Nie zdradzę Wam więcej, ale jedno jest pewne – tymi
ludźmi kierował ogromny żal, złość i chyba chwilami również niemoc… Nie chcę
oczywiście nikogo usprawiedliwiać, ale muszę przyznać, że ta historia ma
naprawdę mocny wydźwięk polityczny. I choć wiemy, że czytamy fikcję literacką,
to jednak znajduje to odzwierciedlenie w rzeczywistości i daje do myślenia.
Tym, co działa na ogromną korzyść owej historii, jest fakt,
że autorka pracowała dawniej jako stewardesa. Dzięki temu w jak najlepszy
możliwy sposób opisała realia tej pracy, bowiem w tym przypadku nie tylko
kapitan i jego rodzina są tutaj istotnymi bohaterami, ale również załoga
samolotu. Pojawiają się pewne smaczki z zasad zachowania bezpieczeństwa, ze
szkolenia, które daje jasne wskazówki na temat tego, co robić w przypadku tego
typu ataku, ale też widzimy, że stewardzi chwilami muszą wykazać się intuicją i
kreatywnością, bo nie można zawsze przewidzieć wszystkich sytuacji. Świetne,
bardzo realistyczne opisanie wszystkich procedur, działania, generalnie całego
lotu.
Ultimatum to naprawdę dobra książka, choć chwilami wydawać
by się mogło, że będzie typowo schematyczna. I fakt, być może powiela pewne
motywy, ale wydaje mi się, że i tak niesie ze sobą pewną nieprzewidywalność –
właściwie nie byłam taka pewna, czy ta cała historia dobrze się skończy.
Chwilami sprawa wyglądała naprawdę beznadziejnie. Ogromnym plusem jest jednak
tak realistycznie zaprezentowanie całego tematu oraz przemycenie w tej
opowieści tak istotnego wydźwięku politycznego. Polecam!