Wymiary: 150 x 225 mm
Pamiętam, że pierwszy tom cyklu Pożeracz Słońc, czyli Imperium
ciszy, był naprawdę dobrą książką. Byłam w szoku, że to debiut literacki Christophera
Ruocchio, bowiem rzadko kiedy zdarza się, żeby debiutant potrafi tak doskonale
wykreować świat, w którym rozgrywa się akcja jego powieści. Przerażająca mogła
się też wydawać objętość i format owego dzieła – bo była to istna cegiełka,
podobnie jak i kontynuacja. W przypadku debiutów wzbudza to we mnie chwilami
lekki niepokój – boję się typowego lania wody, zbaczania z tematu i tego
niezdrowego przesytu, kiedy to autor chce dać z siebie jak najwięcej i
przekracza granicę wyczucia momentu, kiedy jest to już męczący nadmiar. Ale
tutaj to nikomu nie grozi.
Drugi tom przygód Hadriana Marlowe’a zdecydowanie trzyma poziom.
Ruocchio nadal dba o to, aby czytelnik miał pełną świadomość świata, w którym
rozgrywa się akcja i nadal w przepiękny sposób go opisuje. To niesamowicie
rozległe uniwersum, które mamy okazję eksplorować razem z bohaterami, a tym
razem autor zabiera nas w naprawdę daleką podróż. Wraz z głównym bohaterem
wypuszczamy się poza bezpieczne tereny Solarnego Imperium i przenikamy do tych
obszarów, które zamieszkują Extrasolarianie. Misja Marlowe’a jest prosta –
znaleźć sposób na zakończenie wojny, w której sam nigdy nie chciał brać
udziału, ale został postawiony przed faktem dokonanym.
Jestem pod ogromnym wrażeniem świata, jaki stworzył autor.
To naprawdę w pełni dopracowana wizja i słowa mówiące o tym, że ta seria ma
rozmach Diuny, naprawdę nie są
przesadą. Wydaje mi się, że mamy tutaj nawet nieco podobny klimat, a cała to
możliwość nieskończonego poznawania kosmosu, nowych bohaterów i obcych raz,
zagłębienia się w ich historię, w hierarchię, jaka panuje w tym świecie, jest
niesamowitą przygodą. Pojawia się tutaj mnóstwo wątków – niektóre ciągną się za
bohaterami od pierwszego tomu, niektóre są czymś zupełnie nowym, co nadaje
fabule urozmaicenia i działa na korzyść tempa akcji.
Hadrian Marlowe w pierwszym tomie nie był zbyt urzekającą
postacią i nieco narzekałam na jego kreację, ale przyznam szczerze, że w Bezkresnej ciemności wypada znacznie
lepiej. Jakby nieco dojrzał, wydarzenia, które miały miejsce w Imperium ciszy zdecydowanie zmieniły go
jako człowieka. Z początku był zagubioną ciepłą kluchą, teraz jest pewnym
siebie mężczyzną, który znajduje w sobie odwagę i ma cel, do którego dąży.
Zmężniał. Z niepozornego nastolatka, którego ojciec się wyrzekł, staje się na
naszych oczach naprawdę charyzmatycznym dyplomatą, a przy okazji żołnierzem.
Istna szkoła życia… Ale naprawdę postać ta zmieniła się na plus. Kreacja
pozostałych jest również nieco lepsza, aczkolwiek nie ukrywam, że niektórych
może przytłoczyć ich liczba.
Choć z początku nieco ciężko było mi się na nowo odnaleźć w
twórczości Ruocchio, to jednak i tak nie byłam w stanie odłożyć tej książki na
półkę. To istna gratka dla fanów grubych, długich książek. Z pewnością
będziecie musieli poświęcić na nią więcej chwil, a też dobrze by było czytać ją
w ciszy i spokoju, aby nie zostać zbitym z pantałyku. Sama z siebie
zdecydowanie polecam – konkretna, przemyślana i dobrze napisana fantastyka.
Za egzemplarz dziękuję wydawcy.