"Krew królów" - Jürgen Thorwald

 



Data wydania: 09.02.2022
Tytuł oryginału: Blut Der Könige
Tłumacz: Krzysztof Jachimczak
ISBN: 978-83-670-2203-3
Wymiary: 140 x 215 mm
Strony: 312
Cena: 49,90



Medycyna jest fascynująca, chyba nikt temu nie zaprzeczy. Odkrywanie tajemnic ludzkiego ciała, niesamowity progres jaki osiągnęła, możliwości, jakie nam dzisiaj daje – to coś po prostu niesamowitego. Okazuje się również, że lubimy zgłębiać jej sekrety, nawet jeśli nie jesteśmy lekarzami. I wtedy przychodzą z pomocą książki popularno-naukowe z tej dziedziny, ale trzeba trafić na coś naprawdę konkretnego. Oto przed Wami kolejne bestsellerowe dzieło Jürgena Thorwalda, Krew królów, zamówione z księgarni internetowej Tania Książka. Autor podbił serca czytelników powieściami takimi jak Stulecie chirurgów czy Ginekolodzy, a teraz postanawia przybliżyć swoim wiernym odbiorcom temat hemofilii. Robi to jednak w nieco inny sposób niż dotychczas…

Thorwald postanowił opowiedzieć nam historię trzech mężczyzn z rodzin królewskich, którzy borykali się z hemofilią. Nie robi tego jednak w stricte popularno-naukowy sposób, a raczej próbuje przenieść nas do czasów, w których żyli i pokazać to zarówno z ich perspektywy, jak i wszystkich bliskich im ludzi. Poznajcie zatem losy Alfonsa, następcy tronu hiszpańskiego, księcia pruskiego Waldemara, który walczył o życie podczas ostatnich już dni II wojny światowej, a także dzieje carewicza Aleksego leczonego przez demonicznego Rasputina – tutaj to się dopiero działo! Bo chyba Rasputin jest większości Was znaną postacią… Owianą tajemnicą, ale znaną. Nie inaczej wypada tutaj.

Cóż, jedno jest pewne – gdy chodzi o choroby sprzężone z chromosomem X, to mężczyźni mają pecha. Bo zawsze chorują. Kobiety, jako dzielne posiadaczki dwóch chromosomów X, pozbawione tego nieszczęsnego Y, mogą być co najwyżej nosicielkami. Nie ma możliwości, żeby kobieta chorowała na hemofilię, bo gdy pojawia się zygota z chromosomami X, z których każdy jest obciążony zmutowanym genem, jest to mutacja letalna, czyli śmiertelna. Stąd też autor opisuje tylko i wyłącznie życie mężczyzn. Pokazuje, jak niegdyś próbowano leczyć hemofilię, jak do niej podchodzono, że była tematem tabu, o którym rodziny, zwłaszcza królewskie, nie chciały mówić.

Hemofilia była traktowana jak przekleństwo, gdy tylko rozchodziły się plotki, że krąży w danej rodzinie królewskiej, jej pozycja momentalnie stawała się niepewna. Nikt nie chciał wstąpić w związek małżeński z kimś, kto jest hemofilikiem albo może przekazać wadliwy gen potomstwu. Książęta cierpiący na tę przypadłość byli słabi, stale narażeni na pewne niebezpieczeństwa, musieli liczyć się z tym, jak bardzo niebezpieczne mogą być dla nich krwotoki – i to wszystko autor doskonale zaprezentował. Całą powagę sytuacji, całą otoczkę krążącą wokół choroby, jakby niemal nie dotykała tylko jednego dziecka, a całą rodzinę, cały dwór.

Czyta się to naprawdę przyjemnie, bo choć w sumie nie jest to taka typowa literatura faktu, czego można by się spodziewać po Thorwaldzie, to jednak jest napisana w sposób bardzo lekki i przyjazny dla czytelnika – w sumie jak dobre opowiadania historyczne. Początkowo jednak czułam pewną dezorientację – liczyłam na jakieś konkrety, na charakterystykę choroby i jej typowo medyczną historię. Coś takiego pojawia się dopiero na koniec i jak dla mnie jest nieco za krótkie. Zdecydowanie lepiej też byłoby to chyba umieścić na początku, bo chociaż ja jako genetyk doskonale wiedziałam, o czym czytam, tak myślę, że gdyby niektórzy odbiorcy na pierwszych stronach mieli możliwość przeczytania konkretnej wiedzy na temat hemofilii, znacznie ułatwiłoby im to rozumienie niektórych aspektów opowieści o książętach.

W ogólnym rozrachunku książka wypada dobrze. Z pewnością zaskoczy ona wszystkich samą formą, która jak na literaturę faktu jest zdecydowanie niecodzienna. Przyjemna odskocznia od typowych dokumentów związanych z medycyną.



Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...