Wymiary: 135 x 210 mm
Witajcie w Chapel Croft! Oto urocza angielska wioska, która
skrywa wiele mrocznych tajemnic. Niegdyś, w XVI wieku, spalono tutaj grupę
wieśniaków. Trzydzieści lat temu zginęły tam dwie dziewczyny, a później
członkowie ich rodzin. Niedawno samobójstwo popełnił proboszcz miejscowej
parafii. Kaplica to miejsce tabu. Opuszczony dom na skraju lasu również.
Miasteczko wręcz emanuje atmosferą sekretów… Wszyscy wydają się wiedzieć o
sobie wszystko. Gdy przybywa tam nowa pastorka, Jack Brooks, wraz ze swoją
piętnastoletnią córką, sama chyba nie spodziewa się tego, co odkryje w nowym
miejscu pracy…
Choć nie czytałam wcześniejszej powieści C.J. Tudor, czyli Kredziarza, tak po lekturze Płonących dziewczyn wiem już, że muszę
to jak najszybciej nadrobić. Historia
zaprezentowana w tej książce była naprawdę fascynująca, nie brakowało w niej
zaskakujących zwrotów akcji, stale rosło napięcie, rozbudzała się moja
ciekawość i śmiało mogę stwierdzić, że nie spodziewałam się takich odkryć na
sam koniec lektury! Sporo emocji, sporo zaskoczeń, ciekawi bohaterowie i ten
niesamowity klimat małego miasteczka, które ma z jednej strony niepowtarzalny
urok sam w sobie, a z drugiej wyczuwamy tę gęstą, napiętą atmosferę mrocznych
sekretów.
Częściowo mamy tutaj do czynienia z czymś w rodzaju historii
o duchach, ale jednak szybko okazuje się, że prawdziwymi potworami są ludzie.
Jack czuje, że ktoś stale ją obserwuje i chce ją jak najszybciej wykurzyć z
miasta – jakby ona sama była chętna, żeby się tam znaleźć… Też nie była
zachwycona tą wizją. Szybko na jaw wychodzą pewne zbrodnie, konflikty, a Jack
wraz ze swoją córką Flo poznają coraz lepiej historię małego miasteczka.
Historię, która nadal ma odzwierciedlenie w teraźniejszości – wygląda bowiem na
to, że nie wszyscy zapomnieli o tragicznych wydarzeniach sprzed 30 lat. I czy
zatem samobójstwo pastora jest z tym jakoś połączone? Czy może to zupełnie nowy
obszar zbrodni w Chapel Croft?
Mroczne, kryminalne tajemnice przeplatają się z życiem
osobistym Jack, która jako samotna matka próbuje sprostać wychowaniu
zbuntowanej piętnastolatki. Sama pastorka idealnie opisała swoją latorośl – to
taka Wendy z Soku z Żuka. Flo nie
jest zachwycona tym, że musiała porzucić szkołę i przyjaciół, a co gorsza,
przenieść się do takiej nory pozbawionej kontaktu ze światem. Ma jednak pasję i
wydaje się być całkiem rozsądna jak na swój wiek, chociaż wiecie jak to bywa z
nastolatkami – naiwność jednak chwilami bierze górę. Jej rówieśnicy w nowym
miejscu nie są zbyt przyjacielscy, pojawia się typowa królowa pszczół znana z
amerykańskich komedii licealnych, wyrzutek, którego nikt nie lubi oraz konflikt
związany z tym, że w towarzystwie pojawił się ktoś nowy, czyli Flo.
Płonące dziewczyny
to doskonała powieść łącząca w sobie elementy kryminału i thrillera, nawet tak
lekko psychologicznego. Świetne pióro autorki, dobra kreacja postaci, ciekawa i
wielowątkowa fabuła – oto kwintesencja owej opowieści. Zdecydowanie warto się z
nią zapoznać, a ja jak najszybciej muszę sięgnąć po Kredziarza!
Za egzemplarz dziękuję wydawcy.