Wymiary: 140 x 210 mm
Jako osoba przepadająca za motywem wiedźm i czarownic nie
mogłam przejść obojętnie obok debiutanckiej powieści Moniki Maciewicz, która w
przepiękny sposób nawiązuje do słowiańskiej kultury i wierzeń. Prosta,
aczkolwiek niesamowicie urzekająca okładka jest czymś, co tym bardziej
przyciągnęło mój wzrok, aczkolwiek nie ukrywam, że po prostu sam tytuł dał mi
się we znaki – nie mogłabym sobie tego darować. Nie skupiałam się nawet zbytnio
na opisie fabuły, gdy dostrzegłam zapowiedź. Wiecie, prosty ze mnie czytelnik –
widzę hasło nawiązujące do wiedźm, biorę ten tytuł w ciemno.
Zdecydowanie jest to książka, która ma wiele do zaoferowania, aczkolwiek nie urzekła mnie tak, jakbym tego chciała. Na uwagę z pewnością zasługuje samo zaprezentowanie kultury słowiańskiej, wierzeń, tego całego klimatu – to autorce wyszło znakomicie. Dodatkowo posługuje się ona tutaj dawną mową, co jeszcze bardziej dodaje książce charakteru. Motyw czarownic, rzucania zaklęć czy uroków, przeprowadzania sabatów oraz pokazanie tego, jak były one niegdyś postrzegane również mocno na plus. To nie jest typowe filmowe „czary-mary”, tylko bardziej pójście w stronę ziołolecznictwa, zdobywania wiedzy, uzdrawiania. Czasami naprawdę nie trzeba wymyślać dodatkowych „efektów specjalnych”.
To z pewnością urzeknie wszystkich fanów motywów
mitologicznych w literaturze, zwłaszcza, że ta nasza rodzima mitologia nie
pojawia się w niej zbyt często, a na pewno ma wiele do zaoferowania. Tutaj wraz
z młodą bohaterką o imieniu Biwia stopniowo odkrywamy sekrety świata wiedźm –
to kobiety szanowane, budzące respekt, ale i owiane złą sławą. Z jednej strony
ludzie się ich bali i nie chcieli mieć z nimi zbyt wiele wspólnego, z drugiej
jednak wierzyli, że tylko one chwilami będą w stanie im pomóc. Biwia krok po
kroku uczy się bycia wiedźmą pod czujnym okiem starszych, doświadczonych
kobiet. Jest nawet i cudny kocur, bo jakżeby inaczej!
Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że chociaż klimat
tej powieści jest naprawdę świetny, tak jednak w trakcie lektury nie
towarzyszyły mi żadne emocje. Totalnie nie zżyłam się z główną bohaterką –
bliżej mi już było do jej mentorek, które były dużo bardziej charakterne i
miały pazur (oraz ten cudowny, wiedźmi sarkazm!). Sama Biwia wypada na ich tle
bardzo słabo, ale możemy to tłumaczyć tym, że jest totalnym żółtodziobem w tym
temacie, choć wydaje mi się, że po prostu nie do końca nadała się ona na
wiedźmę… Ale kto wie – może autorka ma w zanadrzu kolejne tomy tej historii i
coś ulegnie zmianie.
Chwilami też nie czułam zbytniego przywiązania do fabuły –
jakbym nie wiedziała, dokąd to wszystko zmierza. Brakowało mi takiego
konkretnego celu tej podróży, bardziej odbierałam to jako takie snucie się bez
celu. Wiem, że Biwia miała się dopiero stopniowo wszystkiego uczyć i to jest
taki najbardziej wyraźny zamysł całej historii, ale zabrakło mi tutaj akcji,
jakiejś tajemnicy, intrygi. Aczkolwiek jeżeli lubicie historie, w których te
elementy schodzą na nieco dalszy tor, a my skupiamy się na samym aspekcie
drogi, jaką ma przebyć główny bohater, to być może odnajdziecie się w tym
lepiej niż ja.
Wiedma to książka
z potencjałem, przyjemna, aczkolwiek mająca pewne mankamenty – to jednak
swoiste prawdo debiutantów. Czasami w pierwszym tomie nie wiadomo jeszcze,
dokąd historia ma zmierzać, a głównym celem ma być wprowadzenie czytelnika w
nowy świat i zapoznanie go z jego bohaterami. W tym aspekcie dzieło Moniki
Maciewicz na pewno się sprawdza, choć Biwia nie każdemu przypadnie do gustu.
Warto jednak dać tej powieści szansę!