Wymiary: 135 x 215 mm
Seria: Wehikuł Czasu
Żyjące obecnie pokolenie przeżyło już kilka zapowiedzianych
końców świata… Ostatni nawet miał mieć miejsce jakoś w okolicach pierwszego
dnia wiosny, ale ponownie przeżyliśmy rozczarowanie (przynajmniej ja). Jednakże
wiele książek popularnonaukowych na ten temat uświadamia nam, że faktycznie
koniec jest nieunikniony, a i nie da się ukryć, że to jeden z bardziej
chwytliwych motywów wykorzystywanych w książkach czy filmach. I to nie tylko
teraz, ale od dawien dawna, również w tych powieściach, które dzisiaj uchodzą
za klasyki science-fiction. I jedną z takich powieści zdecydowanie jest Ostatni
brzeg autorstwa Nevila Shute.
Zapomnijcie o asteroidzie – podobno małe szanse na to, że
właśnie w taki sposób zniknie nasz świat. Większe szansę na zagładę z powodu
globalnej pandemii albo… wojny nuklearnej. Biorąc pod uwagę fakt, jak mocno
posunęły się prace wielu Państw związane ze stosowaniem broni atomowej, nie da
się ukryć, że potencjalna wojna nie wyglądałaby już tak jak te, które znamy z
podręczników historii. Shute w swojej powieści pokazuje, jak mógłby wyglądać
świat po wojnie atomowej i wierzcie mi, nie jest to przyjemna wizja. Ta książka
wręcz emanuje smutkiem i w tej historii raczej nie ma szansy na szczęśliwe
zakończenie.
Z pewnością w książce tej nie brakuje emocji. Chwilami
naprawdę skrajnych, bowiem mamy do czynienia z ludźmi, którzy po prostu czekają
na to, co nieuniknione – na własną śmierć. Chociaż teoretycznie życie wydaje
się toczyć całkiem normalnie – ludzie pracują, spotykają się ze znajomymi,
marzą i snują plany na przyszłość – tak jednak koniec jest nieunikniony. Choroba
popromienna stopniowo zbiera swoje żniwo, dociera do każdego zakątka planety i
nie ma na nią leku. Co najwyżej można sobie odebrać życie samemu, zanim
całkowicie straci się zmysły. Wystarczy tylko połknąć „magiczną pigułkę”… A
jednak widzimy, że są wśród bohaterów tacy z mocnym efektem wyparcia, kurczowo
trzymający się nadziei, że nie zginą, że świat się nie kończy, że wszystko
będzie dobrze.
Choć bohaterowie tej powieści usiłują wieść normalne życie,
to widzimy jednak, że doskonale wiedzą, co ich czeka. Jedni mają wyżej opisany
efekt wyparcia, niektórzy sprawiają wrażenie zupełnie obojętnych – jakby po
prostu pogodzili się z tym, co ma nastąpić, inni korzystają z ostatnich chwil
życia. Ogrom różnorodnych emocji, mnogość perspektyw i podejścia do panującej
sytuacji, różnego rodzaju reakcje – właśnie to Shute postanowił tutaj pokazać.
Świadczy to nie tylko o różnicy charakterów poszczególnych bohaterów, ale po
prostu o różnym nastawieniu do zagłady ludzkiego życia – i wydaje się to być
jak najbardziej życiowe i realistyczne.
Chociaż kreacja bohaterów w moim odczuciu wypadła średnio i
nikt z nich nie stał mi się wyjątkowo bliski, tak jednak doskonale rozumiałam
sytuację, w jakiej się znaleźli. Ta książka z pewnością zasługuje na miano
przejmującej, bowiem pojawia się w niej sporo emocji. Wizja końca świata jest
świetnie zaprezentowana, konkretnie, chwilami może bardzo surowo – ale to
właśnie dlatego jest taka niepokojąca, to dlatego w czytelniku pojawia się
lekkie przygnębienie, współczucie i jakby dziwna, niewypowiedziana pustka –
zwłaszcza po zakończonej lekturze.
Ostatni brzeg to kawał dobrej lektury. Może faktycznie nie
wzbudzi w Was radości czy wręcz wprowadzi w stan przygnębienia, jednak to już
samo w sobie może świadczyć o tym, że jest dobrą książką, prawda? Bo właśnie
tego oczekujemy od porządnych powieści – że wzbudzą w nas emocje, niezależnie
jakie, że w jakiś sposób nami zawładną i pozwolą na własnej skórze odczuć
opowiadaną w nich historię. No to proszę bardzo, tutaj z pewnością tego
doświadczycie.
Za egzemplarz dziękuję wydawcy.