Wymiary: 128 x 197 mm
Cykl: Harry Erskine
Graham Masterton to dosyć znany autor, kojarzony przede
wszystkim z powieści grozy, chociaż w jego dorobku można znaleźć również sporo
kryminałów, a nawet powieści historycznych czy poradników. Słynie również z
wielkiej wszechstronności i czerpania inspiracji z wielu źródeł,
niejednokrotnie nawiązujących do różnorodnych mitologii. I to właśnie częściowo
z takim nawiązaniem mamy do czynienia w powieści Dżinn – czego w sumie łatwo można domyślić się już po samym tytule.
Dżinny we wierzeniach arabskich były złymi duchami, czy też
demonami, które powstawały z czystego ognia. Zawsze posiadały nadnaturalne moce
i siały zniszczenie. Na pewno jednak każdy kojarzy te słynne baśnie i legendy o
tym, że dżina można uwięzić w lampie czy też butelce, ewentualnie nawet sobie
podporządkować i zmusić go do spełnienie trzech życzeń. Niestety, główny
bohater tej książki nie miał do czynienia z baśniową wizją tych stworzeń. Harry
Erskine, jasnowidz znany z cyklu o Manitou, jak zwykle musiał stawić czoła
niebezpiecznym, piekielnym mocom.
Generalnie jeżeli chodzi o spotkanie Erskine’a z Manitou, to
rozciągnęło się ono na kilka tomów, ale przygoda z dżinem rozegrała się jakby
pomiędzy wydarzeniami z Manitou i Zemsty Manitou – a przynajmniej w tym
okresie czasowym została wydana. Może był to swego rodzaju przerywnik, a może
jeszcze wtedy Graham Masterton nie miał w planach przywrócenia do życia
indiańskiego demona. Jednak Erskine i tak non stop napotykał na swojej drodze
nadnaturalne niebezpieczeństwa – jakby był niemal magnesem, które je przyciąga.
A wiecie, jak raz takiemu wrednemu duchowi zaleziecie za skórę, to ten potem
będzie szukał zemsty.
Wszystko rozpoczyna się niby dosyć niewinnie – Harry
przyjeżdża na pogrzeb swojego dziadka, ale widzi, że jego babka zaczęła się
dziwnie zachowywać. Ciągle powtarza, że należy spalić dom, że w jednym z pokoi
drzemie ogromne zło i tylko spalenie wszystkiego może utrzymać je w ryzach.
Erskine nie daje za wygraną i wyciąga od babki wszystkie informacje – okazuje
się, że jego dziadek był posiadaczem starożytnego naczynia, w którym drzemie
demon. Tajemniczy dzban Ali Baby… niemal odpowiednik mitologicznej Puszki
Pandory. Czyhające w nim zło tylko czeka na odpowiedni moment, aby zacząć zabijać
i siać zniszczenie.
Akcja toczy się dobrym rytmem, nie ma tutaj zdecydowanie
czasu na nudę. Po raz kolejny w twórczości Grahama Mastertona mamy do czynienia
z wyścigiem z czasem. Erskine staje na wysokości zadania, a my u jego boku
próbujemy odkryć wszelkie tajemnice. Nie brakuje tutaj zaskakujących zwrotów
akcji, czystej makabry, chociaż raczej takiej typowej dla horrorów klasy B, ale
oczywiście nie ma w tym nic złego. Horrory Grahama Mastertona mają w sobie tego
typu klimat, ale zawsze sięgam po nie z przyjemnością. Przepadam za wszelkimi
nawiązaniami do mitologii, lubię to napięcie, a nawet te chwile grozy, które u
niejednego czytelnika mogą wywołać ciarki na plecach.
Nie jest to jednak wyjątkowo rozbudowana historia, podobnie
jak i większość powieści grozy tego autora. Spokojnie uporać się z nią można w
jeden wieczór, ale też nie wymaga od nas większego zaangażowania. To takie
lekkie czytadło, a jeżeli ktoś lubuje się w mrocznych opowieściach, to się
tutaj na pewno odnajdzie. Trzeba jednak pamiętać o tym, że Graham Masterton ma
pewne stałe elementy w swoich dziełach, które niektórych znacznie zniechęcają.
Ja czytuję go od lat, i też od lat lubię jego styl. Oczywiście przepadam też za
mocnymi i bardziej rozległymi historiami grozy, ale te w wykonaniu Mastertona
dają mi po prostu chwile wytchnienia, których czasami każdy potrzebuje!