"Ballada ptaków i wężów" - Suzanne Collins



Data wydania: 17.06.2020
Tytuł oryginału: The Ballad of Songbirds and Snakes
Tłumaczenie: Hesko-Kołodzińska Małgorzata, Budkiewicz Piotr
 ISBN: 978-83-8008-758-3 
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 544
 Cena: 49,90 zł


Chociaż wielu czytelników sceptycznie podchodziło do pomysłu Suzanne Collins polegającym na powrocie do świata Igrzysk Śmierci, to ja naprawdę się z niego ucieszyłam. Gdy usłyszałam, że powstaje nowa książka osadzona w tym uniwersum to wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Nie da się ukryć, że cykl, którzy stworzyła ta autorka kilka lat temu stał się światowym bestsellerem i był jednym z takich dzieł, które na długo zapadają w sercu i pamięci. To była taka opowieść, o której się stale mówiło, pisało. Chciało się o tym słuchać, rozmyślać, analizować. Żyło się Igrzyskami.

Nie ukrywam, że bardziej marzyłaby mi się historia Haymitcha i opisanie Igrzysk, w których został zwycięzcą, ale kto wie, może się jeszcze kiedyś doczekam. Tym czasem Ballada ptaków i węży skupia się na innej, równie ciekawiej postaci z tego świata. Na Coriolanusie Snowie, którego wszyscy mieliśmy okazję poznać jako tyranicznego prezydenta Panem w podeszłym już raczej wieku. Tutaj z kolei mamy okazję zapoznać się z jego młodością. Osiemnastoletni Snow nie jest jeszcze tak okrutnym człowiekiem, jakiego znamy, choć chwilami w jego zachowaniu można już było widzieć przebłysk pychy. I wiecie co? Zapoznanie się z jego historią było naprawdę dobrą rzeczą.

Przede wszystkim niesamowite jest to, jak wyglądało życie Snowa jako nastolatka. Igrzyska zbyt mocno nie zaprezentowały jego przeszłości, bo też nie taka była ich rola, ale wydawać by się mogło, że to taki dumny chłopak z bogatej rodziny. Okazuje się jednak, że w tak młodym wieku miał naprawdę sporo trudności. Mieszkał jedynie ze swoją babcią i kuzynką, stracił rodziców, a chęć bycia najlepszym uczniem w Akademii Panem sprawiała, że mocno poświęcał się każdemu aspektowi nauki. Nie był zbyt towarzyskim nastolatkiem, zawsze dbał o dobre imię rodziny, chciał ukryć pewne niewygodne sekrety, zapewnić sobie odpowiedni byt i status społeczny. Kierowała nim częściowo duma, być może chwilami pycha, ale zdecydowanie nie był typowym nastolatkiem.


I chociaż mamy okazję dojrzeć w jego zachowaniu przebłyski typowej dobroci czy wrażliwości, nawet śmiało można tutaj mówić o romansie, to jednak pewne aspekty jego osobowości nie pozostawiały złudzeń. Aczkolwiek zastanawiam się mocno nad tym, czy to już w tej opowieści mamy do czynienia z pewnym punktem przełomowym, który sprawił, że Snow stał się takim, a nie innym człowiekiem i prezydentem Panem. Być może tak. Co ciekawe – zupełnie nie spodziewałabym się, że jego serce skieruje się w stronę dziewczyny z pewnego Dystryktu… To jednak mogłoby wyjaśniać pewien stopień zawiści, jaki Snow prezentował w oryginalnej trylogii. Jest postacią ciekawą, dobrze wykreowaną i znakomicie było zapoznać się z jego początkami kariery.

Jednak to nie tylko opowieść o młodym Coriolanusie. Ponownie trafiamy do typowego świata Głodowych Igrzysk, zaledwie dziesiątych, nad którymi Kapitol wciąż pracował. Organizatorzy szukali odpowiednich rozwiązań, a nawet urozmaicenia rozgrywek, aczkolwiek nie ukrywajmy – wrzucanie na zamkniętą arenę 24 dzieciaków, żeby pozabijały się nawzajem, zawsze było ideą raczej okrutną. Dlatego też jest to opowieść o wojnie, o porządku, o rebelii. To historia pewna wątpliwości, które pojawiają się u niektórych bohaterów, ale też ukazująca z kolei bezwzględność innych, którzy za zasłoną pragnienia pokoju i porządku, traktują innych ludzi jak zwierzęta, a z ich cierpienia robią sobie rozrywkę. Przebija się w tym wszystkim idea kontroli i okrucieństwa, ale nie okłamujmy się – Suzanne Collins nigdy nie owijała w bawełnę, a życie jej bohaterów nie było usłane różami.


Ciekawie obserwowało się ten rozwój Kapitolu i próby „ulepszania” Igrzysk, choć oczywiście niejednokrotnie pomysły te powstawały pod wpływem chwili czy impulsu. Robiono sobie z nich eksperymenty na żywych ludziach, jakby te rozgrywki były czystym show. Z jednej strony miały być przestrogą, ale chyba nikt ich tak nigdy nie postrzegał. Kapitol widział w tym coś wspaniałego, doskonałą zabawę i właśnie typowe show, a uczestnicy? Okrucieństwo, bezwzględność, brutalność – stąd cała rebelia, która właściwie była jakby cały czas obecna. Chwilami w ukryciu, chwilami bardziej dawała o sobie znać. To właśnie ten element całej tej historii daje człowiekowi najbardziej do myślenia – cała idea Igrzysk. Ponownie pojawia się kwestia tego, jak wiele zła może uczynić człowiek człowiekowi, jak bezwzględna bywa wojna, ile poświęcenia niesie ze sobą rebelia, czym tak naprawdę jest społeczeństwo i moralność.

Mamy też okazję poznać bardzo interesującą bohaterkę, Lucy Gray Baird. Młody Snow został jej mentorem w trakcie trwania Igrzysk, a co ciekawe, widać w nim było cały czas pewne rozdarcie i wątpliwości, co przejawiało się również w relacji, jaka rozwijała się pomiędzy nim a jego trybutką. Również w tym samym aspekcie można się następnie doszukiwać pewnych punktów przełomowych, które jakby zmieniły coś w młodym Coriolanusie. Sama Lucy jest jednak bardzo barwną postacią, sympatyczną i nieco tajemniczą, ulotną. A z pewnością zainteresuje Was fakt, że tytuł książki idealnie odzwierciedla jej osobowość.

Dodatkowe smaczki dla fanów oryginalnej trylogii to nie tylko przeszłość jednej z ważniejszych postaci w całej historii. To także geneza wielu pieśni, które urzekły nasze serca – jak chociażby Deep in the meadow czy The Hanging Tree. To wszystko aż wywołało ciarki na moich plecach, to wspomnienie historii Katniss, ten powrót do tego uniwersum, którym naprawdę kiedyś żyłam i które do dzisiaj mam w pamięci. Ballada ptaków i węży to wciągająca i dobrze napisana historia, rozbudowana, wielowątkowa, poruszająca naprawdę istotne i refleksyjne motywy. Obowiązkowa pozycja dla fanów trylogii, a ja naprawdę głęboko liczę na to, że doczekam się historii Haymitcha!



Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...