"Chata na krańcu świata" - Paul Tremblay



Data wydania: 15.04.2020
Tytuł oryginału: The Cabin at the End of the World
Tłumacz: Paweł Lipszyc
ISBN: 978-83-773-1345-9
Wymiary: 140 x 205 mm
Strony: 308
Cena: 39,99




Najnowsza na polskim rynku książka Paula Tremblaya, Chata na krańcu świata, to istny gatunkowy misz-masz. Bez problemu znajdziecie w niej elementy fantastyki, postapokalipsy i grozy, co tak naprawdę daje dosyć ciekawe połączenie i interesującą historię, która rozpoczyna się naprawdę niewinnie… Kto by się spodziewał, że losy bohaterów potoczą się tak tragicznie?

Siedmioletnia Wen jest wychowywana przez swoich dwóch ojców – Erica i Andrew. Dla wielu osób jest to rzecz niezwykle kontrowersyjna, chociaż coraz bardziej akceptowalna w oczach innych ludzi. Wen jednak jest całkowicie szczęśliwym dzieckiem, rozwija się bez problemów, ma swoje pasje, zainteresowania i marzenia. Eric i Andrew, choć tak bardzo różni, tworzą udaną parę i otaczają dziewczynkę ogromną miłością i troską. Razem postanowili spędzić upalne lato w pewnej chacie, oddalonej od zgiełku miasta, pozbawionej technologii, aby po prostu cieszyć się sobą i otaczającą ich naturą. Nie mogli jednak przewidzieć tragedii, jaka ich spotka.



Oto któregoś dnia ich sielanka zostaje zakłócona przez młodego człowieka o imieniu Leonard. Przez chwilę bawi się on z Wen, a następnie znika pozostawiając dziewczynkę z dziwną wiadomością. Wraca jednak ze swoimi przyjaciółmi i już wtedy rozgrywa się problematyczna akcja, tworzy się napięcie i uczucie niepokoju. Czego ta czwórka ludzi chce od Erica, Andrew i Wen? Dlaczego tak nachalnie wpraszają się do ich domu? Robi się nad wyraz nieprzyjemnie, co przejawia się w wielu aspektach owej sytuacji. To właśnie już w tym momencie na jaw wychodzą cechy charakteru poszczególnych bohaterów – jedni starają się być spokojni i dyplomatyczni, inni są narwani i hałaśliwi. Kto ma większe szanse przetrwania?

Paul Tremblay dosyć ciekawie pokierował rozwojem wydarzeń, a co najważniejsze – wymyślił dosyć oryginalną interpretację biblijnej apokalipsy, plag i czterech jeźdźców. To było dosyć zaskakujące, podobnie jak los poszczególnych bohaterów – naprawdę nie spodziewałam się poświęcenia niektórych z nich, zbiło mnie to nieco z pantałyku, ale właściwie można to chyba uznać za plus tej powieści – zaskakiwanie czytelnika. Robienie nagłych zwrotów akcji, których nikt się nie spodziewa. I to dosyć mocnych, konkretnych, które najpierw wzbudzają w nas niedowierzanie, potem smutek, a za chwilę każą nam się zastanawiać nad tym, że może jednak wszystko się jakoś ułoży i owe wydarzenie okaże się być jedynie marazmem.



Chociaż doskonale wiedziałam, że pojawiają się w tej książce wątki fantastyczne, to gdy niektóre z nich zostały mocniej zarysowane, pojawiła się u mnie chwila lekkiego zwątpienia. Głównie wiązało się to z tym, że momentami pewne te elementy brzmiały dosyć abstrakcyjnie – jakbym miała do czynienia z narwanymi, naćpanymi młodymi ludźmi, którzy sobie coś uwidzieli. A może właśnie taki był zamysł autora? Żeby czytelnik niczego nie był pewien, żeby błądził lekko po omacku, czuł tę niepewność i niepokój związany z potencjalną apokalipsą? A może to wszystko mogło się okazać tylko głupią zabawą, która skończyła się tragicznie, jak to bywa w niektórych horrorach? Kto wie… Różne myśli krążyły mi po głowie w trakcie lektury. A to jakieś potencjalne wizje rozwinięcia akcji, a to później różne wersje zakończenia całej historii.

Miejsce akcji ogranicza się do tytułowej chaty, co nie daje zbyt dużego pola manewru autorowi, jak i bohaterom. Mimo wszystko Tremblayowi udało się sprytnie z tego wybrnąć. Stopniowo wprowadzał istotne dla fabuły informacje, zadbał o wystarczająco dobrą (choć mogło być lepiej) kreację bohaterów, nie zapominał o tym, żeby wprowadzić takie chwile pełne niepokoju i lekkiego strachu, gdy to adrenalina buzuje w ludzkich żyłach. Generalnie książka jest w porządku, chociaż raczej nie jest to lektura, do której bym kiedyś powróciła. Przyjemna do przeczytania na raz. Prawdopodobnie najlepszym elementem całości i tak pozostają te drobne momenty mocnego zaskoczenia, przez które w końcu traci się pewność co do tego, co wydarzy się dalej – a to zawsze sprzyja lekturze. Bo jakaż to przyjemność, gdy wiemy dokładnie, co czeka nas na samym końcu? Na owym krańcu świata?




Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...