"Całopalenie" - Robert Marasco



Data wydania: 15.04.2020
Tytuł oryginału: Burnt Offerings
Tłumacz: Bartosz Czartoryski
ISBN: 978-83-773-1349-7
Wymiary: 140 x 205 mm
Strony: 320
Cena: 39,99



Jeżeli ktoś zapytałby mnie, które wydawnictwo ma najlepszą ofertę książkową jeśli chodzi o grozę, to zdecydowanie pierwszą moją myślą byłoby wydawnictwo Vesper. Nie tylko ich oferta obfituje w ten gatunek, choć niektórzy opowieści tego typu mogliby też podciągnąć pod fantastykę – jak to czasami bywa z duchami i innymi strachami – to zdecydowanie znają się oni na rzeczy, jeżeli chodzi o formę wydawania swoich tytułów. Doskonałe grafiki – zarówno te tworzące okładkę, jak i ilustracje, których zazwyczaj nie brakuje w środku, twarda oprawa, dedykowane zakładki. To naprawdę robi wrażenie. I tak co jakiś czas chętnie sięgam po ich publikacje, a tym razem wybór padł na Całopalenie Roberta Marasco.

Na pozór opisana tutaj historia może nieco przypominać słynny horror Amityville, ale to nie do końca podobne opowieści. Owszem, doszukałam się tutaj kilku wspólnych motywów, ale jednak wciąż są to historie nieco inne, zaprezentowane w odmienny sposób. W obydwu przypadkach mamy jednak do czynienia z miłą, sympatyczną rodziną, która przenosi się do tajemniczego, ale pięknego i majestatycznego domu. Rodzinka z Amityville chce rozpocząć nowe życie, a Rolfe’owie szukają po prostu odpoczynku od zgiełku miasta. Jednak każda z nich odkryje mroczne sekrety, które nieodwracalnie odbiją się na ich psychice…



Autorowi naprawdę niesamowicie udało się tutaj nakreślić poszczególnych bohaterów, jak i zmiany, które zaczęły w nich zachodzić. Marian Rolfe to kobieta, która pragnie być doskonałą panią domu, idealną żoną i matką, nawet kosztem własnej wygody. Ben, jej mąż, to człowiek sceptyczny, twardo stąpający po ziemi, który do wielu spraw podchodzi z niepewnością i rozwagą. Podczas gdy ona w ogóle nie widzi podstępu w niezwykle okazyjnej ofercie wynajęcia luksusowej rezydencji, on węszy go na każdym kroku. Szybko daje się jednak przekonać żonie – zapewne z tego powodu, dla którego faceci najczęściej ulegają swoich wybrankom, nie chce po prostu wysłuchiwać jej późniejszego jęczenia i narzekania. Okazuje się jednak, że ich wymarzone lato przemieni się w koszmar.

Doskonale wykreowani zostali również właściciele domu – niesamowicie ekscentryczni i dziwaczni, co już wzbudziło w Benie uważność, podobnie jak ich dziwna prośba, aby Rolfe’owie zaopiekowali się ich matką, która zamieszkuje odległe skrzydło budynku. Sprawa jest właściwie prosta – mają nawet nie wchodzić do jej pokoju, a jedynie zostawiać pod drzwiami posiłki. Wszystko to niby wygląda zbyt pięknie i przystępnie… A potem okazuje się, że cena była naprawdę nieziemsko wysoka, choć nie chodziło tutaj wcale o pieniądze. Ten dom zaczął zatruwać członków rodziny, tracili oni zmysły, zmieniali sposób zachowania, niejednokrotnie robiło się nieprzyjemnie, smutno, nie brakowało agresywnego napięcia i buzowania emocji.



Z jednej strony pojawiają się te wszystkie zawiłości i problemy rodzinne, a z drugiej pojawia się pytanie: co tak naprawdę kryje się za drzwiami tajemniczego pokoju, w którym podobno mieszka starsza, nieszkodliwa pani? Jakie sekrety skrywa ten dom i jego właściciele? Jaki podstęp wywęszył Ben? Jak to wszystko się rozegra i jak się skończy? Czy prawda wyjdzie na jaw, czy Rolfe’owie to przetrwają? Czy wymarzony sezon wakacyjny nie stanie się dla nich przekleństwem? Fabuła jest wciągająca, książka sama w sobie jest przyjemnie i lekko napisana, dlatego dobrze się to czyta. Jest przemyślana i dopracowana, porusza wyobraźnię i ciekawość czytelnika.

A jak się tutaj miewa kwestia przerażającej atmosfery? Cóż, musicie wiedzieć, że mnie mało rzeczy przeraża, ale mimo wszystko czuć tutaj swoistą niepewność, mrok i skrywaną tajemnicę. No i trzeba przyznać, że samo zakończenie jest troszeczkę… porypane – wybaczcie, ale nie znajdę bardziej wyniosłego słowa, więc muszę posłużyć się tego typu kolokwializmem, gdyż naprawdę najlepiej oddaje sedno tego, co się tam wydarzyło. Gdy już zamykałam tę książek to po prostu było to pierwsze słowo, które pojawiło się w mojej głowie. Całopalenie czytało mi się naprawdę przyjemnie, choć uważam, że to taka raczej lżejsza groza – aczkolwiek podobno wszystko jest kwestią perspektywy.


Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...