"Klątwa" - Max Czornyj



Data wydania: 16.10.2019
ISBN: 978-83-8075-913-8
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 368
Cena: 39,90
Cykl: Eryk Deryło #5



Zrobił to! Zrobił to po raz kolejny… Sprawił, że zapomniałam o otaczającym mnie świecie, a było to naprawdę nie do końca bezpieczne, bo miałam robotę do zrobienia w laboratorium. Dlatego jeżeli chcecie sięgnąć po najnowszą powieść Maxa Czornyja to zdecydowanie nie róbcie tego w godzinach pracy albo wtedy, gdy macie coś innego na głowie. Ja to zrobiłam… I przepadłam. A swoją drogą dawno tak szybko nie pochłonęłam żadnego kryminału… I wierzcie mi, wcale nie chodziło o to, że ukrywałam się z czytaniem w momentach, w których powinnam teoretycznie robić coś innego. Ta historia po prostu całkowicie mnie wciągnęła, a czego się nie robi dla dobrej lektury, prawda?

Deryło powraca po raz piąty! A po raz drugi u jego boku pojawia się Tamara Haler! I wiecie, co Wam powiem? Naprawdę lubię ten duet. Uważam, że są trochę jak yin i yang, dobrze na siebie oddziałują, uzupełniają się, a każde potrafi wnieść inny punkt widzenia do prowadzonego śledztwa. Każdy ma swój zasób wiedzy i doświadczeń, którym operuje, a w kwestii nowej sprawy okazuje się to być niezwykle pomocne. Co ciekawe, niby wiele osób powtarza, że przypadki nie istnieją – a wszystko wskazuje na to, że najnowsza sprawa była dla nich czystym przypadkiem. Po prostu znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Teoretycznie… Bo strach pomyśleć, jak by się to wszystko skończyło, jakby ich tam zabrakło.

Max Czornyj po raz kolejny zabawił się z czytelnikami i zastosował coś w klimacie motywu escape roomu. Grupa nieznajomych dostaje zaproszenie do małego hotelu położonego w samym środku Tatr – każda oferta wydaje się być na tyle atrakcyjna, że nie sposób jej nie przyjąć. Ludzka zachłanność bierze górę i tak oto wszyscy spotykają się na całkowitym odludziu. Co ciekawe, trafia tam też Deryło, ale zupełnie przez przypadek – dlaczego akurat tam i w tym momencie dowiadujemy się stopniowo, bowiem autor dba o nutkę tajemnicy. Właściwie fani jego twórczości mogli mieć pewne podejrzenia, ale ja zdążyłam się już przekonać, że w przypadku twórczości tego autora, niczego nie można być pewnym! Ale zaufajcie mi, fakt, że pojawił się tam Deryło, a po chwili również „tropiąca” go partnerka, to było istne zbawienie dla tych wszystkich ludzi.

I wanna play a game… Tak, ktoś zdecydowanie chce sobie zagrać z nimi w grę. Grę, w której to on wyznacza reguły. Oto inteligentny psychopata, z trudnym dzieciństwem, którego nie da się do końca rozgryźć. Nigdy nie wiadomo, o czym taki człowiek tak naprawdę myśli, co mu siedzi w głowie i co zaraz zacznie wyczyniać. Chociaż Max Czornyj chwilami prezentował jego perspektywę, dał nawet czytelnikom okazję do zajrzenia w przeszłość, to nieprzewidywalność robi swoje. Aura tajemnicy i niedopowiedzeń, brutalne morderstwa i szybka wiadomość – wszyscy zginiecie. Nie ma to jak uroczy pobyt w górach… Sprawy zdecydowanie nie ułatwia fakt, że miejsce, w którym znajdują się bohaterowie, na skutek niekorzystnych warunków pogodowych, staje się całkowicie odcięte od świata.

 Niejednokrotnie zaznaczałam, że uwielbiam makabrę w wykonaniu Czornyja. Powtórzę się – uwielbiam makabrę w wykonaniu Czornyja! Naprawdę, kocham to, jak ten człowiek pobudza moją wyobraźnię, choć wiele osób powtarza mi, że coś musi być ze mną nie tak, skoro fascynują mnie takie sadystyczne i okropne rzeczy. No ale cóż zrobić… A tutaj nie brakuje sadyzmu, okropności i okrucieństwa. Niektóre sceny były naprawdę mocne, konkretne, ale nieprzerysowane. A akurat ten autor potrafi to opisać w naprawdę tak dosadny i plastyczny sposób, że ciężko nie pobudzić wyobraźni. Tak mocno zaangażowałam się w tę historię, że po prostu czułam się tak, jakby to wszystko rozgrywało się tu i teraz, przed moimi oczami – w sumie to chyba dobrze, że byłam zaledwie biernym obserwatorem. Nie chciałabym się stać ofiarą.

Gdy prawda o tym, kto stoi za zabójstwami, wyszła na jaw, poczułam lekką dezorientację – przecież to było takie oczywiste! I wiecie co? Nawet poczułam lekkie rozczarowanie, ale po chwili zaczęłam się nad tym dogłębniej zastanawiać i uznałam, że przecież kto jak kto, ale Max Czornyj nie zrobiłby czegoś tak prostego. Musi się za tym kryć coś więcej… No i nie myliłam się! Ponownie zmienił obrót spraw o 180 stopni, zagwarantował mi na koniec istną jazdę bez trzymanki i coś, co mnie wprawiło w osłupienie. Zdecydowanie nie mogę o tym napisać, bo to za duży spoiler, ale… kurde no, tak się nie robi no! Naprawdę, te ostatnie strony, a nawet Posłowie, te słowa, które tam padły… Tak być nie może. Jeżeli myślicie, że zawsze wszystko kończy się happy endem, to się mylicie. Jednym słowem – nie przywiązujcie się do nikogo i do niczego, są tacy pisarze, którzy po prostu wam to wszystko odbiorą.

Muszę przyznać, że Klątwa całkowicie mnie porwała. Pochłonęłam ją w mgnieniu oka, a to wszystko za sprawą znakomitego duetu detektywistycznego, świetnej intrygi, dobrego podłoża psychologicznego, znakomitego tempa akcji, wspaniałego klimatu i przyjemnego stylu autora. Wciąż chyba nie do końca mogę dojść do siebie po tym zakończeniu, ale mówią, że nadzieja umiera ostatnia… 

Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...