"Wiedźmie drzewo" - Tana French



Data wydania: 15.05.2019
Tytuł oryginału: The Witch Elm
Tłumacz: Łukasz Praski
ISBN: 978-83-8125-540-0
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 640
Cena: 42,90



Powieści Tany French urzekły mnie już jakiś czas temu, dlatego nie zwlekałam zbyt długo z sięgnięciem po kolejną. Chociaż sam tytuł może być dosyć mylący i wskazywać na jakieś paranormalne elementy, to mimo wszystko w tej historii nie ma tutaj nic typowo wiedźmowatego. Jednak nie oznacza to, że książka nie jest godna uwagi, aczkolwiek jestem przekonana, że nie każdy będzie w stanie się tutaj odnaleźć. Tana French ma dosyć ciężki styl, który niektórzy nazwaliby wręcz topornym, ale mimo wszystko jej historie za każdym razem wzbudzają we mnie ciekawość.

Nie ukrywam, że zaprezentowana tutaj historia jest bardzo, ale to bardzo rozbudowana. Autorka snuje swoją opowieść w sposób bardzo rozległy i szczegółowy, zagłębia się praktycznie w każdą warstwę swojej wizji, co dla wielu osób będzie sporą przesadą i doprowadzi ich do znużenia. Osobiście uważam, że Wiedźmie drzewo to książka, od której trzeba chwilami odpocząć, ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. To faktycznie ciężka i ponura atmosfera, a ogrom słów, opisów i rozterek może być zbyt przytłaczający na jedno posiedzenie. I właśnie takie podejście – te chwile odpoczynku – sprawiły, że znacznie lepiej czytało mi się tę historię.



Głównym bohaterem jest lekkoduch o imieniu Toby. To człowiek, który teoretycznie zawsze miał szczęście – pochodził z dobrej rodziny, był lubiany, nieźle się uczył, ma wspaniałą dziewczynę, nie może narzekać na sytuację finansową. Aż któregoś dnia przytrafia mu się ogromny pech – zostaje napadnięty i pobity do nieprzytomności, a lekarze uświadamiają mu, że niemal się nie przekręcił. Czyżby znowu fuks? Aby dojść do siebie po ciężkim pobycie w szpitalu postanawia wypocząć w domu swojego wuja, w którym jako dziecko spędzał wakacje wraz z kuzynostwem. Jednak chwila wytchnienia nie jest mu dana, bowiem w pniu rosnącego obok domu drzewa zostaje odnaleziona ludzka czaszka. Wkrótce policja odnajduje cały szkielet i uruchamia śledztwo – kto spoczywał w drzewie przez kilkanaście lat? I jak się tam znalazł?

Nie jestem pewna, czy tę powieść można określić mianem typowego thrillera. Nie jest to też kryminał. Tak naprawdę ta wielowątkowość, o którą zadbała autorka, sprawia, że książka łączy w sobie kilka różnych gatunków, a na pewno jest mocno psychologiczna. Śledztwo policyjne nie jest tutaj najważniejszym elementem, chociaż oczywiście musiało się pojawić – zarówno to dotyczące odnalezionego szkieletu, jak i napadu na głównego bohatera. Jednak czy te dwie sprawy mogą się w jakiś sposób ze sobą łączyć? Kto wie… A może po prostu wszystko wydarzyło się w niewłaściwym czasie i miejscu. Jedno jest pewne – French pokazała, że próba rozwiązania zagadki szkieletu, który spoczywa w drzewie prawie 15 lat, nie jest łatwym zadaniem. Ciężko jest się cofnąć w czasie do konkretnego dnia i przypomnieć sobie, co wtedy się robiło, dlatego rozmowy z potencjalnymi świadkami czy podejrzanymi są nieco mgliste. Jednak policja ma swoje przypuszczenia…



Chociaż w pewnym momencie łatwo było się domyślić, kto zabił i dlaczego, to jednak Tana French bardzo stopniowo dawkuje wszelkie informacje. Mocno zagłębiamy się z rozterki głównego bohatera, który próbuje w psychologiczny sposób podejść wuja i kuzynostwo, aby odkryć prawdę na temat tego, co wydarzyło się przed laty. To mroczne tajemnice, skomplikowane relacje międzyludzkie, ponura i ciężka atmosfera, podstępy i gra pozorów. Wszystko opisane w bardzo dosadny i rozległy sposób, co sprawia, że naprawdę lepiej jest sobie tę powieść dawkować, aby się nie zniechęcić do lektury. To nie jest ten typ powieści, w której doświadczycie pędzącej akcji, ale na pewno poczujecie swoisty klimat i dostrzeżenie wątki psychologiczno-społeczne.

Choć nie jest to w moim odczuciu najciekawsza książka Tany French, to mimo wszystko uważam, że miałam okazję przeczytać coś naprawdę konkretnego. Niejednokrotnie narzekam, że wszystkie książki czytam tak szybko, na jedno posiedzenie, i czasami po prostu tęsknie za czymś bardziej rozbudowanym. W tym przypadku odkładanie książki na półkę w celu złapania oddechu nie wynikało z frustracji czy znużenia, tylko było dobrym aktem regeneracji, aby na nowo powrócić do tej tajemniczej historii. Chyba właśnie takiej lektury potrzebowałam.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawcy.

Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...