"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" - Stuart Turton



Data wydania: 27.02.2019
Tytuł oryginału: The Seven Deaths of Evelyn Hardcastle
Tłumaczenie: 
Łukasz Praski
 ISBN: 978-83-8125-474-8
Wymiary: 150 x 210 mm
Strony: 544
 Cena: 42,90 zł



Siedem śmierci Evelyn Hardcastle to książka, o której jest głośno od jakiegoś czasu – pojawia się dosyć często na zagranicznym bookstagramie, niejednokrotnie rzucała mi się w oczy na listach bestsellerów, gdy wchodziłam na strony zagranicznych księgarni, a w końcu pojawiła się też u nas i dosyć szybko zebrała naprawdę pozytywne opinie. Tak mocno zachęcona tym tytułem, postanowiłam sama sprawdzić, czy faktycznie jest tak dobry, jak go opisują. Niestety, nie poczułam się tak mocno urzeczona, jak większość czytelników. Książka jest w porządku, ale czy wywołała we mnie aż tak wielki zachwyt i efekt „wow!”? Niestety nie.

Głównym bohaterem powieści jest młody mężczyzna, Aiden Bishop, który nagle budzi się w obcym ciele, w środku lasu i nie ma pojęcia, jak się tam znalazł. Pamięta tylko kogoś o imieniu Anna, ale jego świadomość ulega jeszcze większemu zachwianiu, gdy znajdują go mieszkańcy pobliskiej rezydencji i nazywają go Sebastianem Bellem. Wkrótce jednak Aidenowi ukazuje się osoba odpowiedzialna za całe zamieszanie – Doktor Dżuma, który wyjaśnia mu, w jakim położeniu się znalazł. Przez osiem dni Aiden będzie się wcielał w różne osoby, aby móc odnaleźć zabójcę młodej Evelyn Hardcastle. Każde wcielenie to jeden dzień, a każdego dnia Evelyn ginie. Bishop musi odkryć, kto jest za to odpowiedzialny – inaczej nigdy nie wydostanie się z posiadłości Blackheath.



Tym, co na pewno podobało mi się w tej powieści, był jej klimat. Bogata rezydencja państwa Hardcastle, arystokracja, wysoko postawieni ludzie i eleganckie przyjęcie – to wszystko ma specyficzną atmosferę, która w sumie stanowiła całkiem niezłe tło potencjalnego morderstwa. Wyobraźcie sobie, że trafiacie do pełnej przepychu rezydencji, w której aktualnie trwa wystawne przyjęcie z okazji powrotu córki właścicieli z Paryża, ale niestety w trakcie jego trwania dochodzi do zabójstwa. Kto zabił i dlaczego? Na kogo padają pierwsze podejrzenia? Grono gości nie jest zbyt duże, a każdy mógł mieć motyw. Aiden Bishop ma szansę odkryć prawdę, ale czy na pewno mu się to uda?

Doskonale wiedziałam, że ta powieść będzie się rządzić swoimi prawami. Stuart Turton sam chyba jednak nie do końca je przemyślał, bo chwilami odczuwałam wrażenie, jakoby sam zagubił się w tym, co chciał przekazać czytelnikom. Do tej pory nie mam pojęcia, jakie zasady panowały w świecie Blackheath, bo właściwie wydawało mi się, że co chwile ulegają one zmianie i nawet ten, kto ma tutaj największą władzę, potrafi się pogubić, a tak być nie powinno. I właściwie dlaczego to Aiden był traktowany w lepszy sposób niż pozostałe osoby, które również zostały w pewnym sensie uwięzione w posiadłości Hardcastle’ów? Co w nim było takiego wyjątkowego i czemu w ogóle go to spotkało? Wciąż nie do końca rozumiem zamysł autora.



Pod względem kryminalnym intryga wypada nieźle i zostaje odpowiednio rozwiązana – to było dosyć satysfakcjonujące. Jednakże pojawia się też druga kwestia – ta nieco bardziej fantastyczna, która ma nam wyjaśnić sedno istnienia Aidena w tej dziwnej rzeczywistości, która nie wiadomo, czym tak naprawdę jest. Turton chyba bardziej skupił się na wątku kryminalnym, a przynajmniej na jego odpowiednim wyjaśnieniu, ale o tym drugim zapomniał – a może nie tyle, co zapomniał, co nie potrafił sobie chyba poradzić ze swoim własnym pomysłem. Powstał zbitek różnych dziwnych teorii i wizji, niejednokrotnie pozbawionych sensu czy logiki. I wierzcie mi, o ile wiem, że fantastyka czasami rządzi się swoimi prawami, tak jednak w tym przypadku chodzi o coś więcej - po prostu nie rozumiem, po co autor chciał to wszystko na siłę udziwnić, bo inaczej tego nazwać nie mogę.

Chociaż zamysł sam w sobie był dobry, to niestety wydaje mi się, że Stuart Turton sam sobie nie podołał. Owszem, książka ma swoje zalety, ale niestety nie jest powieścią idealną i chwilami te wszystkie zawirowania i słabe tempo akcji były lekko nużące, momentami wręcz męczące. Być może podeszłam do tej lektury ze zbyt wielkimi oczekiwaniami, ale mimo wszystko nie jestem w pełni urzeczona tą historią.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawcy.



Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...