"Czarownice nie płoną" - Jenny Blackhurst




Data wydania: 03.10.2018
Tytuł oryginału: The Foster Child
Tłumacz: Izabela Matuszewska
ISBN: 978-83-8125-394-9
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 416
 Cena: 35,90 zł



Czarownice nie płoną to druga książka Jenny Blackhurst, która została wydana w naszym kraju. Nie miałam okazji zapoznać się z Zanim pozwolę ci wejść, choć sama nie wiem czemu mi ta powieść gdzieś umknęła, ale gdy tylko zobaczyłam lekturę, w której tytule pojawia się słowo „czarownica”, to wiedziałam, że nie przejdę obok niej obojętnie. Może nie jest to typowe Salem, ale wydarzenia rozgrywające się w Lichocie mogą Wam przypominać typowe horrory, w których niewinne dziewczynki okazują się być okropnymi demonami.

Powieść skupia się przede wszystkim na jedenastoletniej Ellie Atkinson, która jako jedyna przeżyła pożar, w którym zginęła cała jej rodzina. Od tego tragicznego wydarzenia minęło już trochę czasu, ale Ellie nigdzie nie może zagrzać miejsca. Trafia z jednej rodziny zastępczej do drugiej, ale nikt nie chce jej przyjąć na stałe. Choć wydawałoby się, że obecna rodzina chce dać jej szansę, a jej przyrodnia siostra w zastraszającym tempie uznaje ją za równą sobie, to mimo wszystko Ellie wzbudza postrach wśród mieszkańców małego miasteczka. Koledzy ze szkoły sugerują, że na pewno jest czarownicą, bo jako jedyna nie spłonęła w trakcie pożaru. A jakby tego było mało, jej zachowanie budzi pewne wątpliwości i w jej otoczeniu zaczynają się dziać dziwne rzeczy…



Przyznam szczerze, że mnie nigdy tego typu nie przerażały. Te urocze dziewczynki, które potrafią rzucić na kogoś klątwę, doprowadzić do łez, a nawet do tragicznego wypadku. Ellie jest takim stereotypowym dzieckiem horroru, lekko zagubionym i smutnym, którym targa mnóstwo emocji, w tym najczęściej złość. Złe słowa, która rzuca mimowolnie w kierunku innych ludzi, zaczynają znajdować odzwierciedlenie w rzeczywistości. A to ktoś wpada pod samochód, a to ulega wypadkowi, a to ziemia się pod nim zatrzęsie… Takie typowe zagrywki. Sama Ellie nie wie, dlaczego tak się dzieje, a co dopiero otaczający ją ludzie. Zaczynają się jej bać, prześladować, chcą się jej pozbyć. Muszę przyznać, że ja ją mimo wszystko polubiłam. Wzbudziła we mnie swego rodzaju współczucie, ale też fascynację – przepadam za motywem czarownic i dziwnych zjawisk, nawet jeżeli w ostatecznym rozrachunku okazują się być tylko czystymi zbiegami okoliczności. Ale czy w ogóle istnieje coś takiego jak zbieg okoliczności? W tym przypadku to już chyba awansowało do serii niefortunnych zdarzeń…

Jedyną osobą, która stara się zrozumieć o pomóc Ellie jest Imogen, psychoterapeutka. W tej książce mamy do czynienia z naprzemienną narracją – z punktu widzenia jedenastolatki, jak i właśnie Imogen. Pozwala nam to poznać dwie różne perspektywy, aczkolwiek ciekawym zabiegiem jest to, że w przypadku Imogen jest to narracja pierwszoosobowa, a w przypadku Ellie trzecioosobowa. Co autorka chciała osiągnąć takim zabiegiem? Być może celem było utrzymanie w tajemnicy tego, co dzieje się w głowie małej dziewczynki. Być może… Jednakże mamy dobry obraz tego, co się dzieje w głowie jej psychoterapeutki. Autorka mocno skupia się na jej życiu osobistym, na tym, że kobieta próbuje poukładać sobie życie na nowo, wraz z kochającym mężem. Ale przypadek prześladowanej Ellie zdecydowanie to utrudnia. Imogen jest dosyć dziwną kobietą, mam wrażenie, że sama chwilami nie wiedziała, czego tak naprawdę pragnie od życia. To właśnie ona powinna się wybrać na psychoterapię, a nie nią kierować. Momentami była bardzo irytująca, ale muszę przyznać, że Blackhurst dosyć dobrze zaprezentowała dziecięce zagubienie i próbę radzenia sobie z traumą – Ellie jest naprawdę złożoną postacią, a nie da się zaprzeczyć temu, że motyw rodziny – w różnych jego aspektach – mocno przebija się w fabule tej powieści.



Muszę przyznać, że książkę tę czyta się w zastraszającym tempie – przerzuca się stronę za stroną, a nad wyraz przyjemny i lekki styl autorki tylko temu sprzyja. Wydawałoby się, że thrillery psychologiczne z elementami grozy powinny mieć ciężką atmosferę, mroczny klimat, być momentami takie trudne w odbiorze, ale w tym przypadku jest zupełnie inaczej. I przyznam szczerze, że jest chyba aż nazbyt lekko. Owszem, chwilami da się odczuć ten wizerunek małego miasteczka, w którym wszyscy żyją przesądami i zaczynają się bać małej dziewczynki, ale to by było na tyle. Sama intryga jest sprawnie opisana, aczkolwiek w pewnym momencie staje się zbyt oczywista i przewidywalna. Mocno chciałam wierzyć w to, że faktycznie utrzymamy się przy motywie czarownic, ale z czasem zaczęło się to rozpływać.

Choć w ogólnym rozrachunku książkę czytałam z przyjemnością, to mimo wszystko muszę stwierdzić, że jest ona dosyć schematyczna i przewidywalna, zbyt prosta. To taka książka na jeden wieczór, typowo rozrywkowa, która raczej zbyt mocno nie angażuje czytelnika i nie sprawia, że siedzi on potem wgapiony w ścianę i zastanawia się, co się właśnie wydarzyło i dlaczego.  

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:


Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...