Data wydania: 14.02.2018
Tytuł oryginału: White Raven
Tłumacz: Edyta Świerczyńska
ISBN: 978-83-65601-11-7
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 376
Cena: 34,90 zł
Cykl: Raven #1
Cykl: Raven #1
Z romansami paranormalnymi jest taka dziwna sprawa, że chyba
muszą do mnie trafić w odpowiednim momencie. Wiecie jednak, na czym polega
problem? Nigdy nie wiadomo, kiedy jest ten odpowiedni moment. Czasy świetności
tego gatunku już dawno przeminęły, aczkolwiek niektóre pozycje wciąż potrafią
zyskać miano bestsellera. Ten gatunek rządzi się swoimi prawami i wydawałoby
się, że już wszystko zostało w nim opowiedziane. Czy aby na pewno? A może J.L.
Weil miała w zanadrzu pewien haczyk?
Matka Piper niespodziewanie zostaje zamordowana. Dziewczyna
przeżywa koszmar i nie jest w stanie sobie poradzić ze stratą najbliższej jej
osoby. Jej ojciec całkowicie sobie nie radzi, dlatego korzystając z letnich
wakacji odsyła ją oraz jej brata do babci. Rodzeństwo trafia na prywatną wyspę,
gdzie odkrywa, że ich nestorka jest nieprzyzwoicie bogata, a dodatkowo cieszy
się ogromnym szacunkiem i poważaniem ze strony mieszkańców miasteczka. I choć
wydawać by się mogło, że te wszystkie luksusy pozwolą im zapomnieć o rodzinnej
tragedii, to Piper zupełnie tego nie kupuje. Zaczyna się buntować, bo uważa, że
w Raven Hollow nic ciekawego się nie dzieje, a te wszystkie wytworności to
zupełnie nie jej bajka. Jednak gdy na jej drodze staje zabójczo przystojny Zane
Hunter, Piper zaczyna mieć nadzieję, że to lato nie będzie wcale takie nudne.
To, co spodobało mi się w powieści J.L. Weil to silna
bohaterka. Niestety, bardzo często w romansach paranormalnych mamy do czynienia
z zamkniętymi w sobie dziewuszkami, biednymi szarymi myszkami, które nie
potrafią się obronić. I wtedy wkracza oczywiście ten nadprzyrodzony, nieziemski
przystojniak niczym książę na białym koniu. A Piper? Ta dziewczyna umie o
siebie zadbać, a sarkazm to jej drugie imię. A trzecie to kłopoty… Z łatwością
pakuje się w najgorsze z możliwych sytuacji, choć częściowo wynika to z jej
niewiedzy. Dziewczyna stopniowo zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że na Raven
Hollow coś jest nie tak. Piętrzą się tajemnice, a nikt nie chce jej udzielić
odpowiedzi. Potrafi pokazać pazurki, posługuje się ostrym językiem, choć gdzieś
tam pojawiają się przejawy słabości – jednak wydaje mi się, że to nadaje jej
prawdziwości. Każdy momentami ma chwile zwątpienia, gorsze dni. Gdyby cały czas
była taka harda, to wyszłoby to po prostu sztucznie.
Dlaczego napisałam we wstępie, że romanse paranormalne muszą
trafić w odpowiedni moment? Bowiem większość z nich jest schematyczna i
oklepana, niestety. I wtedy targają mną nerwy, bo po prostu czuję, że tracę
czas. Jednakże zdarza się, że potrafię przymknąć oko na tę powtarzalność i po
prostu dobrze się bawić. Tak było w przypadku powieści Weil, choć nie ukrywam,
że znalazło się tutaj kilka zaskakujących elementów, które z pewnością miały
też wpływ na mój odbiór tej książki. Pomijając silną bohaterkę, pojawia się tutaj
jeden z moich ulubionych wątków związanych z istotami paranormalnymi, jednakże
nie chcę go zdradzać, bo wyjawię Wam zbyt dużo. Fabuła mimo wszystko wciąga,
ale to jednak wciąż taka lekka powieść, przy której nie trzeba zbyt dużo
myśleć. Ma jednak to do siebie, że naprawdę porywa czytelnika do swojego
świata.
Autorka świetnie sobie poradziła z kreacją postaci. O Piper
już co nieco napisałam, ale również pozostali bohaterowie są znakomicie
przedstawieni. Jej babcia to kobieta z klasą, dostojna, dystyngowana, która
wzbudza szacunek już samym wyglądem. Kolejna silna osobowość, która wie, czego
chce. Młodszy o rok brat Piper to taki typowy nastolatek – dogryza swojej
siostrze, choć mimo wszystko idealnie sprawdza się u nich zasada „kto się czubi
ten się lubi”. Kiedy trzeba to potrafią się wspierać, a Piper, choć tylko o rok
starsza, ma względem niego bardzo opiekuńcze uczucia. No i Zane… Zane, Zane,
Zane. Chyba się zakochałam, wiecie? Może to i przewidywalne, ale on jest
naprawdę urzekający. A gdy dodatkowo odkryłam, kim jest naprawdę, to przepadłam
na dobre.
Nie myślcie sobie jednak, że Biały Kruk to tylko i wyłącznie ckliwy romans. Właściwie do
ckliwości mu daleko, bo tutaj to raczej lecą iskry a nie cukieraski i różowe
baloniki. Napięcie pomiędzy Piper i Zane’m jest wyczuwalne już od ich
pierwszego spotkania, a potem jest coraz ciekawiej. Pojawia się trochę wątek
zakazanej miłości, a trochę obowiązku. Los stanął im na przeszkodzie i choć
oboje chcieliby z nim walczyć, to pewne rzeczy są niezależne od nich. Co jest
ważniejsze? Idealna harmonia dusz czy obowiązek i dobro ogółu? To dodaje tej
historii tragizmu, bowiem nie chodzi o sam romans, ale o historię całego rodu
głównej bohaterki, o zachowanie równowagi, o bezpieczeństwo.
Muszę przyznać, że ta powieść miło mnie zaskoczyła. Nie
spodziewałam się fajerwerków i też ich nie otrzymałam, ale mimo wszystko to
była naprawdę świetna rozrywka. Ta książka pozwoliła mi na chwilę odsapnąć,
zatracić się w magicznym świecie, a czasami tego bardzo potrzebuję. Zane był tego
katalizatorem… I choć twórczość Weil nie ma w sobie zbyt wiele z oryginalności,
to jednak całkowicie przymknęłam na to oko i po prostu dobrze się bawiłam.