Data wydania: 03.10.2017
Tytuł oryginału: Ladies Man
Tłumacz: Monika Wiśniewska
ISBN: 978-83-6574-017-5
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 376
Cena: 36,90
Seria: Manwhore #3
Seria: Manwhore #3
Nie jestem osobą, która często sięga po romanse. Właściwie
to ja praktycznie nigdy sama z siebie nie sięgam po tego typu literaturę, że
już w ogóle nie wspomnę o takich normalnych erotykach. Kilka razy próbowałam,
ale zawsze kończyłam z przeświadczeniem, że to nie dla mnie. I nadal tak
uważam. Zwyczajne, obyczajowe romanse mnie nie interesują. Dodajcie do tego
wilkołaka to może się skuszę, ale tacy zwyczajni ludzie? Po co to komu. A
jednak… nostalgiczna jesień zaowocowała tym, że naszła mnie ochota na miłosne
uniesienia i sięgnęłam po jeden z bestsellerów Katy Evans, Ladies Man.
„Jesteś niczym niesłabnąca strużka wody, która przenika
każdy aspekt mojego życia. Gdzie nie spojrzę, dostrzegam brak ciebie.”
Wiem, że książki tej autorki urzekają czytelniczki na całym
świecie, ja jednak nigdy nie miałam okazji się z nimi zapoznać. Aż do teraz. I
nie, Ladies Man mnie nie urzekło, ale
mogę napisać, że wypadło dobrze i nie żałuję, że się na tę powieść skusiłam. Co
ciekawe, poddałam ją nawet pewnej analizie, mój mózg jednak nie uznaje czegoś
takiego jak odpoczynek i zawsze musi szukać drugiego dna. I chyba w tym
przypadku znalazł. Bo jeżeli przyjrzymy się tej pozycji pobieżnie, to nie
zobaczymy w niej nic wyjątkowego – kolejne romansidło, kolejna zakazana miłość,
niesamowicie gorący facet, który zaciąga do łóżka każdą laskę, która się
nawinie. Ale... tak naprawdę można tutaj dostrzec coś innego.
Naprawdę bałam się, że ta książka będzie totalnie do bani.
Że znowu będą wiecznie zachwyty nad tym, jaki to główny bohater jest wspaniały,
a główna bohaterka będzie płakać po kątach, użalać się nad sobą i swoją
nieszczęśliwą miłością. I faktycznie, jest tutaj mnóstwo zachwytów nad tym,
jaki Tahoe Roth jest wspaniały (w sumie nawet się trochę nie dziwie, mój typ),
ale nie wynika to tylko z tego, że tak musi być. Regina jest w nim po prostu
naprawdę zakochana, a gdy jesteśmy zakochani, to zawsze idealizujemy do
maksimum obiekt swoich westchnień. Jednak nie jest to takie zakochanie z dnia
na dzień, tak naprawdę akcja tej powieści rozgrywa się na przestrzeni
kilkunastu miesięcy, więc widzimy, jak zauroczenie Giny ewoluuje. Jak próbuje z
nim walczyć i znaleźć szczęście u boku innego mężczyzny, bo wie, że Roth nie
jest facetem dla niej. Roth nie jest gotowy na stabilizację.
A co z samym Tahoe? Tak, to jest właśnie ten typ, który
lubię. Pomijam fakt, że jest nieziemsko przystojny, ma uwielbiany przeze mnie
kolor oczu (niebieski), jest dobrze zbudowany i ma pasję. Ale ten charakter! Dobra,
wiem, że jest kobieciarzem, ale tak naprawdę widać w nim drugą naturę. Widać,
że gdy się naprawdę zakocha, gdy znajdzie tę odpowiednią kobietę, to będzie
tylko jej. Będzie ją traktował w idealny sposób. To idealne wyważenie
wszystkich cech charakteru, które lubię u mężczyzn. Uwielbiam jego sarkazm,
uwielbiam to, jak się droczy z Reginą. Miło było obserwować tę dwójkę razem,
choć nie mamy tutaj pewności, czy doczekamy się happy-endu. Co ciekawe, autorka
postanowiła wyjaśnić, dlaczego to T-Rex nie potrafi być wierny jednej kobiecie.
I można by się spodziewać, że będzie to banalne, wręcz żałosne wytłumaczenie,
ale okazało się, że była to historia dosyć poruszająca.
„Jesteś cholernym marzeniem. Jesteś cholernym marzeniem i
nie mogę uwierzyć, że teraz mi się nie śnisz.”
Ladies Man to
typowy romans, gdzie erotyzm dominuje dopiero na sam koniec. Katy Evans skupiła
się na relacji dwójki głównych bohaterów, ale urozmaiciła to również innymi
elementami z życia codziennego. Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do
oceniania tego typu książek, bo nie mam zbyt dużego doświadczenia, ale mogę
napisać, że to nie jest najgorsza książka tego typu, jaką miałam okazję czytać.
Napiszę więcej, chyba potrzebowałam takiej odskoczni, a Evans mi ją
zagwarantowała. Nie jest to literatura górnych lotów, ale przecież od historii
tego typu raczej nie wymaga się skomplikowanej fabuły czy idealnego
dopracowania każdego szczegółu. Tutaj chodzi o coś innego, o lekkość, o pasję,
o uczucie. Plusem na pewno jest to, że główna bohaterka to dosyć twarda babka,
a nie użalająca się nad sobą sierota. To taki lekki romans, do przeczytania w
jeden czy dwa jesienne wieczory przy kubku gorącej herbaty. Jeżeli szukacie
czegoś niezobowiązującego, co się czyta dosyć przyjemnie i bez specjalnego
angażowania umysłu, to proszę bardzo, oto kolejny romans Katy Evans, której
twórczość zawsze staje się bestsellerem.