Ci, którzy mnie znają wiedzą doskonale, z jak wielkim
sceptycyzmem podchodzę do twórczości polskich autorów. Zapewne nigdy się nie
dowiem, skąd u mnie taka niechęć do debiutów literackich moich rodaków, ale prawdopodobnie
odegrały w tym swoją rolę liczne rozczarowania, jakie mnie spotkały – książka zapowiadała
się świetnie, ja chciałam dać młodemu autorowi szanse, a tu niestety, wszystko
leżało i kwiczało. Jednakże natrafiłam na kilka perełek, przekonałam się nawet,
że polskie autorki potrafią tworzyć dobre urban fantasy, które uwielbiam.
Dlatego gdy zobaczyłam powieść Natashy Lucas, która zalicza się do gatunku
paranormal romance, blisko spokrewnionego z urban fantasy (przynajmniej w moim
odczuciu te dwa gatunki są ze sobą blisko związane), to w momencie napisałam do
autorki, która poszukiwała recenzentów. Po krótkiej wymianie zdań i udzieleniu
odpowiedzi na pytanie dotyczące moich ulubionych autorek tego gatunku,
otrzymałam elektroniczny egzemplarz książki. I wiecie co? Od razu zabrałam się
za lekturę, bowiem byłam naprawdę ciekawa, co to autorka wymyśliła. Bo opis
powieści zwiastował coś naprawdę dobrego, a nawet i gorącego…
I rzeczywiście, jest gorąco, ale chyba aż zbyt gorąco. Ale o
tym za chwilę. Zacznę od tego, co jest w tej książce pozytywne, a następnie
przejdę do omówienia elementów, których mi tutaj zabrakło, bądź było ich zbyt
wiele. Powieść Natashy Lucas zdecydowanie wciąga, zwłaszcza jeżeli należy się
do grona fanów romansów paranormalnych czy nawet urban fantasy. Trafiamy do
świata zwanego Nową Ziemią, planety, którą mieszkańcy Matki Ziemi postanowili
jakiś czas temu skolonizować, gdyż ich własna planeta uległa zniszczeniu – na ich
własne życie. Eksploatacja jej zasobów była zbyt wielka. Jednakże po
zasiedleniu nowej planety okazało się, że ludzie nie są tam sami – Rasa to
prawowici mieszkańcy Nowej Ziemi, wyglądają identycznie jak ludzie, ale jednak
wyróżniają się szeregiem pewnych cech, które sprawiają, że są traktowani z
pogardą przez nowych przybyszy, choć to właśnie ziemianie powinni czuć się
tutaj dziwnie. Ale wiecie, jaka jest natura człowieka… Czy autorka dobrze wykreowała
swój świat? Myślę, że wystarczająco. Ładnie zarysowała jego najważniejsze
elementy, głównie dzięki zawarciu ich we wspomnieniach i opowieściach głównej
bohaterki. Znamy podstawowe zasady, ale można też odczuć, że w tej historii
kryje się coś więcej, co być może autorka rozwinie w kolejnych częściach swojej
serii.
Główna bohaterka o imieniu Serena przebywa w zakładzie
karnym dla najgroźniejszych kobiet na Nowej Ziemi. Nie trafiła tam jednak
dlatego, że popełniła jakąś zbrodnię. Ona się tam urodziła. W złym miejscu, w
złym czasie. Jej matka zrobiła wszystko, aby zachować córkę przy sobie,
poświęciła samą siebie, aż w końcu przypłaciła to życiem. A Serena? Serena
stała się ofiarą zamkniętą w klatce. Naczelnik zakładu postanowił zrobić z
niego burdel i o ile większość kobiet przystała na nowe warunki, tak Serena
nigdy nie pogodziła się z tym, że mogłaby być czyjąś własnością, zwykłym
towarem na sprzedaż. To silna babka, naprawdę. Może chwilami zachowuje się
desperacko, ale potrafi zawsze podjąć ryzyko, potrafi walczyć o siebie, o swoje
ciało i swój honor. Jeżeli już coś ma się wydarzyć, to tylko na jej warunkach.
Potrafi komuś przywalić, potrafi przekląć, potrafi się bronić. Tę rudowłosą
babkę da się lubić.
Powoli zbliżamy się do tego, czego mi zabrakło. Ja naprawdę
lubię romanse paranormalne, uwielbiam te klimaty, bohaterów, gorące sceny
pomiędzy nimi. O ile wszystko pozostaje w granicach zdrowego rozsądku. Nie
zrozumcie mnie źle, ale co za dużo to niezdrowo. Jeżeli mamy do czynienia z
erotykiem, to wtedy faktycznie stawiamy na seks, seks i jeszcze więcej seksu.
Ale ja jednak lubię, jeżeli to jest tylko uzupełnienie, namiętny dodatek, a nie
wątek główny. Wiem, że romanse paranormalne w dużej mierze opierają się właśnie
na tych pełnych namiętności scenach pomiędzy bohaterami, ale wierzcie mi, jakaś
dobra fabuła na pewno by nie zaszkodziła. Jakiś większy sens, jakaś walka,
problematyka, może intryga. Dobra, może i narzekam, bo romans to ma być romans,
prawda? I faktycznie, w tej roli Wojowniczka sprawdza się idealnie, a seks
stanowi jakieś 90 % scen z udziałem Sereny i Jace’a. Chociaż Jace to
niesamowite ciacho, to po prostu w pewnym momencie miałam już tego dosyć. Oni
mieli zostać partnerami, a nie seks-maszynami! Jeżeli chodzi o ich związek czy
też relację, to wywiązuje się ona w mgnieniu oka – takie postępowanie zazwyczaj
też działa mi na nerwy, ale z drugiej strony takie jest funkcjonowanie Rasy. I
właściwie… skoro teoretycznie każdy z nas ma przeznaczoną sobie osobę, to może
tak to właśnie wtedy działa? Po prostu jest taki „klik” i wiemy, że to jest to? Wbrew
pozorom podobała mi się ich relacja. Może i było tutaj sporo seksu, ale uważam,
że Serena i Jace naprawdę do siebie pasują, są przy sobie swobodni, dobrze się
rozumieją, wspierają się, choć jest to widoczne dopiero przy głębszej analizie.
Jako romans ta książka sprawdza się idealnie. Zwłaszcza jako
romans paranormalny, bowiem Jace nie jest zwyczajnym człowiekiem. Właściwie
śmiało mogę napisać, że jako samiec alfa skradł moje serce z tymi swoimi
nieziemskimi oczami i czarną czupryną, że nie wspomnę o niesamowitym ciele. Mój
typ. Jego stanowczość, droczenie się, siła… To jest pociągające, więc nie ma
się co dziwić, że Serena tak łatwo mu uległa. Ale rudowłosa też potrafi pokazać
pazurki! I ogółem mogę napisać, że książka mi się podobała, że właśnie czegoś
takiego potrzebowałam, choć faktycznie wolałabym, żeby autorka popracowała nad
złożoną fabułą, tak jak to mamy w przypadku książek Richelle Mead, Jeaniene
Frost czy Ilony Andrews, a seks traktowała jako gorące urozmaicenie, bo akurat
opis tych scen jest jak najbardziej na plus, świetnie dopasowany do romansu
paranormalnego. Język autorki też do najgorszych nie należy, a mimo tego, że
książki z tego gatunku zawsze bywają w taki czy inny sposób schematyczne, to
jednak tutaj mi to nigdy nie przeszkadzało. Jeżeli się to lubi, to po prostu
się to lubi, a poza tym każdy autor potrafi czasami dodać coś od siebie i
Natasha Lucas też to uczyniła.
Poszukujecie typowego romansu paranormalnego, przy którym
spędzicie nieziemskie chwile? Trafiliście w dziesiątkę. Może nie ma tutaj zbyt
skomplikowanej fabuły, ale książka wciąga i dobrze się ją czyta. Bohaterowie
nie irytują, świat jest nie najgorzej wykreowany, a całość w ogólnym
rozrachunku wypada mimo wszystko pozytywnie. Kwestia moich upodobań to jedno,
zasady paranormal romance to drugie. Ale jestem przekonana, że wierne fanki gatunku
będą zachwycone!
Za możliwość zapoznania się z historią Sereny i poznanie gorącego Jace'a serdecznie dziękuję autorce i trzymam kciuki za to, aby seria rozwijała się w dobrym kierunku :)