Data wydania: 15.02.2017
Tytuł oryginału: The Diabolic
Tłumacz: Anna Gralak
ISBN: 978-83-7515-422-1
Wymiary: 136 x 205 mm
Strony: 416
Cena: 36,90 zł
Seria: Diabolika #1
Sięgnęłam po Diabolikę
głównie z tego powodu, że praktycznie każdy ją zachwalał. Choć przyznaję, że
już sama zapowiedź tej książki zwróciła moją uwagę, podobnie jak niesamowita
okładka, tak jednak to te wszystkie pozytywne recenzje, pełne zachwytu i chaotycznych
emocji, były czymś, co przekonało mnie najbardziej. Mimo że już dawno temu
miałam zamiar zapoznać się z twórczością S.J. Kincaid, bowiem książka Insygnia.
Wojny światów stoi na mojej półce już chyba od wieków i na pewno zapuściła już
tam korzenie, to jednak było mi to dane dopiero teraz. Zaczęłam od nowości wydawniczej, jaką jest Diabolika. Czy
był to dobry początek?
W powieści tej spotykamy się z genialnym i niezwykle
oryginalnym pomysłem. Mowa tutaj oczywiście o tytułowych diabolikach, istotach,
które służą człowiekowi i na jego polecenie są skłonne zabić. Bez mrugnięcia
okiem. Bez zawahania. Jak automaty. Podlegają jednemu człowiekowi, tylko jemu
służą, tylko jemu są oddane. Są zdolne do bezgranicznej lojalności, jak i do
niewypowiedzianego okrucieństwa – a wszystko na polecenie ludzkiej istoty.
Diaboliki służą w bogatych rodzinach, głównie jako ochroniarze. Już pierwsze
strony wprowadzają nas w ten swoisty klimat, który towarzyszy nam do samego
końca, ale też pojawia się tutaj już pierwsza wątpliwość… Nemezis to główna
bohaterka, która oczywiście jest diaboliką. Doskonale poznajemy każdą myśl,
która rodzi się w jej głowie. A także wszelkie wątpliwości… Wydawałoby się, że
zamysł był taki, aby Nemezis była niezdolna do odczuwania uczuć, miała być
całkowicie pozbawiona człowieczeństwa. I taki zamysł jak najbardziej mi się
podoba, choć nie ukrywam, że te wszystkie wątpliwości i chwile, w których
wydaje jej się, że jednak tkwi w niej pewna iskra człowieczeństwa, nie do końca
mi się spodobały. Czy to by oznaczało, że jest bardziej ludzka niż jej stwórcom
się wydawało? Czy może gdzieś w procesie tworzenia wdarł się błąd?
Skoro już jesteśmy przy tym procesie tworzenia… To skąd tak
naprawdę biorą się diaboliki? Tego do tej pory nie jestem pewna, mogę się tylko
domyślać. Nemezis poznajemy wtedy, gdy jest już prawie całkowicie
ukształtowana, trzeba ją tylko doszlifować i odpowiednio zaprogramować. Ale
jakie jest jej pochodzenie? Jak wygląda hodowla? Programowanie? Czy jest to
kwestia zmiany ludzkiego DNA czy tylko odpowiedniego programowania zachowań
poprzez stymulację odpowiednich ośrodków w mózgu? I jak pewna jest taka metoda?
Bo widać, że w przypadku Nemezis zawodzi. W trakcie lektury pojawia się hasło „humanoid”.
Czyli diabolika jest istotną podobną do człowieka, ale nie jest nim w pełni.
Nie jest też robotem. Brakuje mi tutaj kilku zdań wyjaśnienia, w jaki sposób
tak naprawdę powstają. Są embrionami? Komórkami? Jak się je hoduje?
Autorka z pewnością doskonale poradziła sobie z knuciem
intryg, spisków i zaprezentowaniem relacji pomiędzy bohaterami. Jest to
doskonale widoczne pomiędzy Nemezis, a matką Sydonii. Sydonia to córka
senatora, którą diabolika ma chronić. Tego samego pragnie dla swojej córki matka.
Choć Nemezis i matriarchini nie pałają do siebie sympatią, tak potrafią się
dogadać, o ile mają wspólny cel. A mają. Jest nim ochrona Sydonii za wszelką
cenę. I właśnie przez to Nemezis trafia do gniazda os, w którym wszyscy bacznie
ją obserwują. Czy diabolika jest w stanie podszywać się pod człowieka? Czy taka
gra aktorska pobudzi drzemiące w niej głęboko człowieczeństwo? Nie raz można ją
złapać na tym, że zastanawia się, co to znaczy być człowiekiem. Jak powinna się
zachować, co powiedzieć, co zrobić. Jednak wydaje mi się, że nie przychodziło
jej to z aż tak wielkim trudem. Choć oczywiście chwilami naprawdę traciła
panowanie nad sobą i tutaj właśnie jest kolejna sporna kwestia – traci nad sobą
panowanie i kieruje się emocjami, wraca do swojego instynktu. Najbardziej
dosadnie jest to widoczne już na sam koniec, w punkcie kulminacyjnym, gdy jej
siłą napędową do działania są emocje – czy na pewno tylko te zaprogramowane? W końcu
nie powinna czuć czegokolwiek. Złości, nienawiści, miłości. A jednak… Czy
diaboliki to na pewno dobre produkty czy może jednak wadliwe? Kto to widział,
żeby diabolika się śmiała!
Chętnie jednak wrócę jeszcze na chwilę do samej fabuły i
bohaterów innych niż Nemezis. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym, dosyć dobrze
wykreowanym świecie, gdzie główną władzę sprawuje cesarz pochodzący z nieco
szalonej rodziny. Zabójstwa są na porządku dziennym, podobnie jak okrucieństwo
i brutalność. Odczuwamy to nie raz w trakcie lektury i trzeba przyznać, że nie
brakuje tutaj również genialnej atmosfery i łatwo jest się w tym świecie
zatracić. Intrygującą postacią jest Cygna, matka cesarza oraz jej wnuk, Tyrus.
Nemezis jest bez mała pionkiem w ich grze, choć nadal pozostaje główną
bohaterką. Spodobały mi się te dworskie spiski, spodobała mi się brutalność
oraz zaskakujące zwroty akcji, a także lekka nutka nieprzewidywalności. Ciekawi
mnie jednak jedna rzecz – dlaczego cesarz i jego świta są tak przeciwni nauce,
skoro na każdym kroku się nią otaczają? Przecież te zaawansowane medboty i inne
tego typu są tworem nauki i technologii. Nie ukrywam jednak, że dawno nie
spotkałam książki, która aż tak bardzo pobudziłaby mnie do uruchomienia
analitycznej części mojego umysłu. Jak widać, Diabolika nie jest zwyczajną rozrywką.
Diabolika z
pewnością jest powieścią ciekawą, oryginalną i na swój sposób niezwykle
intrygującą. Czyta się ją z przyjemnością i zaangażowaniem, pobudza do myślenia
i umożliwia wniknięcie w umysł głównej bohaterki. Nie jestem do końca
zadowolona z obranego przez autorkę kierunku, choć rozumiem, że być może
chciała tutaj poruszyć kwestię człowieczeństwa. Osobiście uważam, że mogłoby
być jeszcze lepiej, gdyby Nemezis była w pełni bezwzględną i bezlitosną maszyną
do zabijania, ale ogółem narzekać nie mogę, bowiem książka mi się podobała.
Owszem, inaczej pokierowałabym tą opowieść, ale S.J. Kincaid miała dobrą wizję
i w odpowiedni sposób przelała ją na papier, choć są tutaj pewne
niedociągnięcia, brakujące elementy, które bardzo mnie frapowały. Choć mimo
wszystko sporo myślałam nad tą powieścią, a ogólne wrażenie wywarła na mnie
naprawdę pozytywne, bowiem lubię książki, które tak angażują czytelnika. W tym
przypadku może bardziej umysłowo niż emocjonalnie, ale to i tak dobra rzecz. Jest
potencjał, jest mocne wykonanie, choć moja wizja byłaby inna, więc bieg
wydarzeń nie jest do końca w moim stylu, ale myślę, że warto się z tą historią
zapoznać.
PS. Ponoć ma to być trylogia, a może i coś więcej? Póki co
znalazłam informację o dwóch kolejnych częściach. Jednak wiecie co? Osobiście
uważam, że na tej jednej można by było poprzestać, pozostawiając w czytelniku
lekki niedosyt i uczucie niepokoju. Dla mnie to kompletna historia i nawet nie
ma potrzeby iść z nią dalej, choć pewnie i tak zobaczę, co też Kincaid
wymyśliła…