Książka kontra film: "Osobliwy dom Pani Peregrine"

Do książki Osobliwy dom Pani Peregrine przymierzałam się już od dawna. Jednak porządna mobilizacja do przeczytania jej pojawiła się dopiero wtedy, gdy nadszedł sądny dzień wybrania się do kina na jej filmową adaptację w reżyserii Tima Burtona. Wstałam rano i wykorzystałam wolny dzień, aby w końcu książkę przeczytać – dlatego idąc do kina byłam całkowicie na świeżo i dokładnie pamiętałam każdy element historii Jake’a. Kocham filmy Burtona i uważam, że był jedynym reżyserem, który nadawał się do tego projektu – wciąż nie mam co do tego żadnych wątpliwości!

Nie jestem jednak w stanie określić, co podobało mi się bardziej. O ile zazwyczaj faktycznie jestem po stronie książki (chyba tylko w przypadku Gwiazd naszych wina było na odwrót), tak w tym przypadku raczej panuje równowaga. Książka zapewne podobałaby mi się bardziej, gdybym była nieco młodszym i mniej zaawansowanym czytelnikiem, ale i tak pozytywnie ją odbieram. A ekranizacja wypadła naprawdę dobrze, bowiem świetnie odwzorowano większość scen, doskonale zaprezentowano bohaterów i zadbano o to, aby widz nie spoglądał co chwilę na zegarek, choć podczas czytania książki miałam tak samo – zaangażowałam się, dobrze się bawiłam i byłam ciekawa, co też wydarzy się dalej

Eva Green świetnie wypadła w roli Pani Peregrine, naprawdę! Dokładnie tak ją sobie wyobrażałam, doskonała charakteryzacja i gra aktorska, to chyba najbardziej wyrazista postać – zarówno w książce, jak i w filmie. Cudownie wypadła również postać Claire – uroczy potworek ;) W ogóle na uwagę zasługuje sam pomysł Ransoma Riggsa, który w sumie wzorował się na (podobno) autentycznych zdjęciach, których nie brakuje w książce, a pojawiają się też w jednej ze scen ekranizacji. Są naprawdę intrygujące, nieco psychodeliczne, a na pewno osobliwe! Czy rzeczywiście są autentyczne? Kto wie. Jeżeli tak to na pewno pasuje tutaj określenie, że są na tej planecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło

W obu przypadkach naprawdę dobrze się bawiłam, chociaż okazało się, że Tim Burton musiał dodać do tej historii swoje przysłowiowe pięć groszy. Widocznie jest to przede wszystkim w zakończeniu, raczej mocno, a nie subtelnie zmienionym. Jednakże nie zaburzyło to fabuły, idealnie się wpasowało i to był właśnie ten Tim, którego wszyscy uwielbiamy! Dlatego akurat do tej zmiany nie mam zastrzeżeń, ale trochę żałuję, że zamieniono osobliwe umiejętności Emmy i Olive oraz inaczej przedstawiono pierwsze spotkanie Jake’a z mieszkańcami domu pani Peregrine. To takie moje dwa główne zarzuty co do ekranizacji, które trochę mi się nie spodobały. Jednakże całość naprawdę wypada dobrze, a Samuel L. Jakcson idealnie spisał się w roli Barrona – być może wyobrażałam go sobie nieco inaczej, podobnie jego wspólników, a nawet same głucholce, ale wizja Tima jest tak czy siak doskonała.

Uważam, że warto zapoznać się zarówno z książką, jak i filmem. W obu przypadkach to kawał dobrej roboty. Ta historia ma w jedyny w swoim rodzaju urok, jest oryginalna, a bohaterowie są po prostu niepowtarzalni, ot co! No i ten klimat… :)




A jakie jest Wasze zdanie? Czytaliście książkę, widzieliście film? :)

Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...