"Star Carrier: Środek ciężkości" - Ian Douglas


Science-fiction to gatunek, który dopiero poznaję. Mam już za sobą kilka pozycji tego typu, ale nadal potrafią mnie one zaskoczyć i oczarować. Tym razem w moje ręce trafiła kolejna część serii Star Carrier, a mianowicie „Środek ciężkości”. Skąd taki tytuł? Wyjaśnienie znajdujemy już z tyłu okładki – trzeba doskonale poznać środek ciężkości sił wroga, aby wygrać. Ale to jeszcze nie wszystko, bo swój środek należy umieścić w takim miejscu, w którym wróg go nie dosięgnie. A to wcale nie jest takie proste, zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z zaawansowaną technologicznie cywilizacją.

Ostatnią bitwę w wielkiej wojnie kosmicznej wygrali ludzie. Jest to oczywiście idealna okazja do świętowania, jednak to wcale nie oznacza końca wojny. To dopiero początek, bo nieprzyjaciel z pewnością zaatakuje znowu, a nie wiadomo, jakiego asa trzyma w kieszeni. Trzeba być w ciągłym stanie gotowości, trzeba mieć dobrą strategię i plan oraz odpowiednich ludzi budzących zaufanie. Obcy nadal nie są zadowoleni z rozwoju technologicznego, który opanował Ziemię i chcą „ocalić” jej mieszkańców. Jednak jakim kosztem? Ludzie jednak nie poddają się tak łatwo i przeprowadzają kolejną operacją obronną. A kto wyjdzie z niej cało? To już musicie dowiedzieć się sami.

Pierwszą część Star Carriera początkowo czytało mi się dosyć ciężko. Było to coś nowego, coś, do czego jeszcze nie przywykłam. W przypadku drugiego tomu było już zupełnie inaczej. Od pierwszych stron byłam przygotowana na to, co dostanę i powiem szczerze, że nawet się cieszyłam, że ponownie będę mogła odwiedzić świat stworzony przez Ian’a Douglas’a. Tym bardziej, że po raz kolejny wykonał on kawał dobrej roboty w tym względzie. Znakomite wykreowanie przyszłości sprawia, że nasza wyobraźnia zostaje ogromnie pobudzona i działa na najwyższych obrotach. Dzięki temu akcja rozgrywa się przed naszymi oczami i w naszym umyśle, a my sami stajemy się częścią tej historii. A kim zostajemy dokładnie? To już zależy od nas.

Możemy wczuć się w rolę każdej istoty obecnej w tej książce. Poczynając od kapitana, przez zwykłego żołnierza, a kończąc na kosmicie, że się posłużę kolokwializmem, który obejmie wszelkie obce istoty tutaj obecne. A jest ich znacznie więcej niż w poprzedniej części. To było właśnie coś, na co czekałam. Więcej Obcych! Nie zdziwię Was pewnie również tym, że ponownie mamy do czynienia z mnóstwem działań i operacji militarnych, które zostały opisane w znakomity sposób – dokładnie i szczegółowo, co jest kolejnym elementem rozbudzającym nasz umysł. W głowie autora zrodził się niesamowity pomysł z ogromnym potencjałem, a co najważniejsze – pan Douglas świetnie sobie z tym poradził i stworzył historię, która potrafi nas porwać całkowicie.

Oczywiście mamy do czynienia z tymi samymi bohaterami, co w „Pierwszym uderzeniu”. Najlepiej przedstawieni zostali ponownie admirał Koenig i Trevor Gray. Muszę przyznać, że podziwiam Koeniga za jego podejmowanie decyzji, które są trudne i naprawdę mogą zaważyć o wyniku wojny. Natomiast Gray coraz bardziej zyskuje moją sympatię i ma we mnie sprzymierzeńca. To dzięki jego wypowiedziom uśmiech pojawiał się na mojej twarzy, a jego zachowanie nie raz mnie rozbawiło. Sarkazm, inteligencja i spryt w jednym. Jednak, co mnie ucieszyło jeszcze bardziej – są tutaj rozdziały, w których poznajemy punkt widzenia obcych cywilizacji. Autor w bardzo umiejętny i plastyczny sposób przedstawił ich tok myślenia, który nie jest rozumiany całkowicie przez Ziemian, ale także przez czytelnika. Jednak mnie „UFO” od zawsze intrygowało, więc jest to element, który bardzo mi się spodobał.

„Środek ciężkości” to godna kontynuacja pierwszego tomu Star Carrier. Ten sam intrygujący styl, barwny język, oryginalny pomysł i świetne wykonanie. Wciągająca fabuła, zaskakujące zwroty akcji i chwile napięcia. Ian Douglas stworzył genialną powieść, która posiada w sobie tak wiele ważnych elementów składających się w jedną logiczną całość, że aż momentami podziw ogarnia czytelnika. Zachęcam Was moi drodzy do zapoznania się z jego twórczością. Początki mogą być trudne, ale dla całości naprawdę warto. Dajcie się rozbudzić Waszej wyobraźni i polećcie w kosmos walczyć o przyszłość naszej planety. Wystawiam 8/10.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:


Komentarze

  1. Raczej nie moja bajka, ale może kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dla mnie, ale mojego chłopaka to zachęciło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wolałabym zacząć od pierwszego tomu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam w głowie nadal twoją recenzję pierwszej części i wiem, że muszę się zabrać za tę serię.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj niestety, tym razem się nie skuszę :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś dla mnie :D Zaintrygowałaś mnie i to baaaardzo :D Pewnie się kiedyś skuszę :)
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze pierwszego tomu, aczkolwiek mam zamiar to nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Proponuję przeczytać cykl "Honorverse" (w Polsce jako cykl Honor Harrington) Davida Webera, mimo iż jakimś wszystko znającym fanatykiem sf nie jestem, to te książki urzekły mnie najbardziej. Przy ogromie przedstawionego wszechświata i fabuły, dzieła Douglasa niestety wypadają dosyć biednie :) Póki jeszcze wakacje trwają, czytać! :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :)

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...