"Baśniarz" - Antonia Michaelis


Któż z nas jako dziecko nie uwielbiał baśni? Myślę, że nie ma takiej osoby. Każde dziecko uwielbia, jak rodzice mu czytają opowieści o księżniczkach, zamkach, smokach, pegazach i innych magicznych stworzeniach. Dzięki temu może przenieść się do przepięknej krainy i przeżyć niesamowitą przygodę. A gdybym zaproponowała Wam baśń już nie dziecięcą, ale wciąż piękną na swój sposób?

Abel Tannatek to dosyć tajemniczy chłopak. Z nikim nie rozmawia, trzyma się na uboczy i jest typowym outsiderem. Któregoś dnia Anna Leemann znajduje szmacianą lalkę i stara się odnaleźć jej właściciela. Jej zdziwienie jest niewypowiedziane, kiedy okazuje się, że należy ona do Tannateka, a właściwie to do jego młodszej siostry. Ten przypadek sprawia, że Anna zaczyna bardziej interesować się tajemniczym kolegą z klasy, z czasem także zaczyna jej na nim zależeć. Bądźmy szczerzy – dziewczyna zakochuje się w niebezpiecznym handlarzu narkotyków, o którym krążą różne dziwne plotki. Jednak Anna widzi jego drugie oblicze – pogrążonego w smutku baśniarza, który musi zapewnić swojej małej siostrzyczce opiekę.

Chciałabym móc Wam napisać o tej książce tak wiele dobrych słów, ale… chyba nie potrafię. Chyba nie jestem w stanie, bo nie znajdę odpowiednich słów, aby wyrazić to, co pragnę Wam przekazać. Słowa chyba nie są w stanie oddać tego wszystkiego, co czułam podczas czytania tej pozycji i co czuję teraz – kiedy dobrnęłam do końca tej pięknej i smutnej opowieści. Jednak postaram się chociaż trochę napisać, bo też nie wypada i wręcz nie mogę pozostawić tego bez żadnego komentarza.

Jest to zdecydowanie przepiękna historia, która leży na pograniczu romansu i dramatu, lekkiego kryminału i powieści obyczajowej. To niesamowite, że autorka potrafiła tak doskonale połączyć to wszystko w spójną całość i stworzyć dzieło, które całkowicie miesza czytelnikowi w głowie. Podczas czytania odczuwamy tak wiele różnych emocji – strach, lęk, przerażenie, współczucie, żal, smutek, radość… Język powieści nie jest może bardzo wytrawny, ale z pewnością jest dojrzały. Głębia płynąca z tej książki jest niesamowita, a historia w niej zawarta zdecydowanie chwyta za serce. Baśń opowiadana przez Abla jest bajkowa, a jednocześnie realistyczna - z odwzorowaniem otaczającej go rzeczywistości. Chwilami czułam się, jakbym czytała inne dzieło Antoine de Saint-Exupery. Od pierwszej chwili na myśl przyszedł mi „Mały Książę”, którego po prostu uwielbiam.

Bohaterowie są bardzo, ale to bardzo dobrze skonstruowani. Autorka miała nie lada trudne zadanie, bowiem każdy z nich jest zupełnie inny, a to wcale nie takie proste zadanie – wykreować gamę różnorakich bohaterów, którzy na dodatek wydadzą nam się bardzo realistyczni, jednym słowem – jak żywi. Abel to na pierwszy rzut oka zbuntowany outsider, który chce trzymać wszystkich z dala od siebie. Nie chce niczyjej pomocy, prowadzi dziwne życie. Z czasem jednak wraz z Anną poznajemy go bliżej i widzimy, co skrywa pod tą twardą skorupą – jest nieco zagubiony i pogrążony w smutku, ale musi być silny dla małej Michi – jego siostry. Anna natomiast to pełna dobroci dziewczyna, która nie lubi patrzeć na cierpienie innych. A Michi… mała Michi jest przeuroczą dziewczynką. To dziecko ma jeszcze piękny i czysty umysł, niczym nieskalany. Widzicie więc, że trzeba się trochę natrudzić, aby idealnie przedstawić tak różne osobowości.

A teraz przejdźmy bo baśni opowiadanej przez Abla… jest po prostu niesamowita. Przecudowna historia Małej Królowej, w której każdy bohater ma odzwierciedlenie w normalnym świecie. Jednak chwile, podczas których Michi i Anna poznają dalsze losy Małej Królowej wrzucają nas do zupełnie innego świata, podobnie jak i te dwie bohaterki. Oczyma wyobraźni widzimy wszystkie przygody i miejsca, które odwiedza Królowa ze swoimi towarzyszami. Cudowny, ale i smutny świat, który dla Michi był tylko bajką, natomiast dla Anny i Abla był czymś znacznie więcej… był ich własną historią, która pozwoliła im się do siebie zbliżyć  i widzieć to, co dzieje się wokół nich.

To nie jest ten typ książki, w której akcja pędzi i pędzi, a napięcie występuje na każdej stronie. Jednak z pewnością to jest ten rodzaj, który nie pozwala nam spać po nocach, ponieważ historia zapada w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie pozwala nam także oderwać się od czytania, bo mimo wszystko wzbudza naszą ciekawość, a bohaterowie zyskują naszą sympatię – chcemy im towarzyszyć w dalszych przeżyciach i koniecznie chcemy poznać zakończenie, licząc oczywiście na tzw. happy-end. Bo przecież baśnie się zawsze dobrze kończą, prawda? A jak jest tym razem? Musicie przekonać się sami.

„Baśniarz” to niezmiernie urzekająca historia o miłości, pogoni za szczęściem, problemach i chęcią odnalezienia lepszego życia. Książka obfituje w dokładne i barwne opisy i można z niej wynieść kilka ważnych nauk. Wzbudza w czytelniku wiele emocji, chwyta za serce, nie daje o sobie zapomnieć. A te wszystkie słowa to i tak jeszcze za mało, żeby w pełni oddać jej piękno. Zakończenie sprawiło, że łzy lały się strumieniami, a mnie ta piękna i zarazem smutna opowieść nadal krąży w myślach. Pewnie zostanie tam jeszcze na długo… Cieszę się jednak, że wraz z bohaterami mogłam przeżywać każdą rzecz, a także przenosić się do baśniowego świata. „Baśniarz” otrzymuje ode mnie w pełni zasłużoną ocenę 9/10.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...