Któż z nas jako
dziecko nie uwielbiał baśni? Myślę, że nie ma takiej osoby. Każde dziecko
uwielbia, jak rodzice mu czytają opowieści o księżniczkach, zamkach, smokach,
pegazach i innych magicznych stworzeniach. Dzięki temu może przenieść się do przepięknej
krainy i przeżyć niesamowitą przygodę. A gdybym zaproponowała Wam baśń już nie
dziecięcą, ale wciąż piękną na swój sposób?
Abel Tannatek to
dosyć tajemniczy chłopak. Z nikim nie rozmawia, trzyma się na uboczy i jest
typowym outsiderem. Któregoś dnia Anna Leemann znajduje szmacianą lalkę i stara
się odnaleźć jej właściciela. Jej zdziwienie jest niewypowiedziane, kiedy
okazuje się, że należy ona do Tannateka, a właściwie to do jego młodszej
siostry. Ten przypadek sprawia, że Anna zaczyna bardziej interesować się
tajemniczym kolegą z klasy, z czasem także zaczyna jej na nim zależeć. Bądźmy
szczerzy – dziewczyna zakochuje się w niebezpiecznym handlarzu narkotyków, o
którym krążą różne dziwne plotki. Jednak Anna widzi jego drugie oblicze –
pogrążonego w smutku baśniarza, który musi zapewnić swojej małej siostrzyczce
opiekę.
Chciałabym móc Wam
napisać o tej książce tak wiele dobrych słów, ale… chyba nie potrafię. Chyba
nie jestem w stanie, bo nie znajdę odpowiednich słów, aby wyrazić to, co pragnę
Wam przekazać. Słowa chyba nie są w stanie oddać tego wszystkiego, co czułam
podczas czytania tej pozycji i co czuję teraz – kiedy dobrnęłam do końca tej
pięknej i smutnej opowieści. Jednak postaram się chociaż trochę napisać, bo też
nie wypada i wręcz nie mogę pozostawić tego bez żadnego komentarza.
Jest to zdecydowanie
przepiękna historia, która leży na pograniczu romansu i dramatu, lekkiego
kryminału i powieści obyczajowej. To niesamowite, że autorka potrafiła tak
doskonale połączyć to wszystko w spójną całość i stworzyć dzieło, które
całkowicie miesza czytelnikowi w głowie. Podczas czytania odczuwamy tak wiele
różnych emocji – strach, lęk, przerażenie, współczucie, żal, smutek, radość…
Język powieści nie jest może bardzo wytrawny, ale z pewnością jest dojrzały. Głębia
płynąca z tej książki jest niesamowita, a historia w niej zawarta zdecydowanie
chwyta za serce. Baśń opowiadana przez Abla jest bajkowa, a jednocześnie
realistyczna - z odwzorowaniem otaczającej go rzeczywistości. Chwilami czułam
się, jakbym czytała inne dzieło Antoine de Saint-Exupery. Od pierwszej chwili
na myśl przyszedł mi „Mały Książę”, którego po prostu uwielbiam.
Bohaterowie są
bardzo, ale to bardzo dobrze skonstruowani. Autorka miała nie lada trudne
zadanie, bowiem każdy z nich jest zupełnie inny, a to wcale nie takie proste
zadanie – wykreować gamę różnorakich bohaterów, którzy na dodatek wydadzą nam
się bardzo realistyczni, jednym słowem – jak żywi. Abel to na pierwszy rzut oka
zbuntowany outsider, który chce trzymać wszystkich z dala od siebie. Nie chce
niczyjej pomocy, prowadzi dziwne życie. Z czasem jednak wraz z Anną poznajemy
go bliżej i widzimy, co skrywa pod tą twardą skorupą – jest nieco zagubiony i
pogrążony w smutku, ale musi być silny dla małej Michi – jego siostry. Anna
natomiast to pełna dobroci dziewczyna, która nie lubi patrzeć na cierpienie
innych. A Michi… mała Michi jest przeuroczą dziewczynką. To dziecko ma jeszcze
piękny i czysty umysł, niczym nieskalany. Widzicie więc, że trzeba się trochę
natrudzić, aby idealnie przedstawić tak różne osobowości.
A teraz przejdźmy bo
baśni opowiadanej przez Abla… jest po prostu niesamowita. Przecudowna historia
Małej Królowej, w której każdy bohater ma odzwierciedlenie w normalnym świecie.
Jednak chwile, podczas których Michi i Anna poznają dalsze losy Małej Królowej
wrzucają nas do zupełnie innego świata, podobnie jak i te dwie bohaterki.
Oczyma wyobraźni widzimy wszystkie przygody i miejsca, które odwiedza Królowa
ze swoimi towarzyszami. Cudowny, ale i smutny świat, który dla Michi był tylko
bajką, natomiast dla Anny i Abla był czymś znacznie więcej… był ich własną
historią, która pozwoliła im się do siebie zbliżyć i widzieć to, co dzieje się wokół nich.
To nie jest ten typ
książki, w której akcja pędzi i pędzi, a napięcie występuje na każdej stronie.
Jednak z pewnością to jest ten rodzaj, który nie pozwala nam spać po nocach,
ponieważ historia zapada w pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć. Nie pozwala
nam także oderwać się od czytania, bo mimo wszystko wzbudza naszą ciekawość, a
bohaterowie zyskują naszą sympatię – chcemy im towarzyszyć w dalszych
przeżyciach i koniecznie chcemy poznać zakończenie, licząc oczywiście na tzw.
happy-end. Bo przecież baśnie się zawsze dobrze kończą, prawda? A jak jest tym
razem? Musicie przekonać się sami.
„Baśniarz” to
niezmiernie urzekająca historia o miłości, pogoni za szczęściem, problemach i
chęcią odnalezienia lepszego życia. Książka obfituje w dokładne i barwne opisy
i można z niej wynieść kilka ważnych nauk. Wzbudza w czytelniku wiele emocji,
chwyta za serce, nie daje o sobie zapomnieć. A te wszystkie słowa to i tak
jeszcze za mało, żeby w pełni oddać jej piękno. Zakończenie sprawiło, że łzy
lały się strumieniami, a mnie ta piękna i zarazem smutna opowieść nadal krąży w
myślach. Pewnie zostanie tam jeszcze na długo… Cieszę się jednak, że wraz z
bohaterami mogłam przeżywać każdą rzecz, a także przenosić się do baśniowego
świata. „Baśniarz” otrzymuje ode mnie w pełni zasłużoną ocenę 9/10.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu: