Dzisiaj przedstawię Wam dwa tomy cyklu "Drozdy" Chuck'a Wendig'a.
"Drozdy. Dotyk przeznaczenia"
Zdecydowanie należę
do fanów mocnej i szybkiej akcji, dobrych thrillerów, a urban fantasy po prostu
uwielbiam całym sercem! Toteż opis na okładce książki Chuck’a Wendig’a wydał mi
się naprawdę bardzo zachęcający. Okładka pierwszej części „Drozdów” może nie
należy do najpiękniejszych, ale tak mi się wydaje, że pasuje i do tytułu i do
zapowiadanej treści. Sięgnęłam po nią z czystej ciekawości, nie nastawiając się
jednak na nic – po prostu nie lubię rozczarowań, lepiej podejść do wszystkiego
neutralnie.
Miriam Black posiada
niesamowity dar (a może raczej przekleństwo?) – potrafi za pomocą jednego
dotyku zobaczyć, kiedy i jak ktoś umrze. Wydawałoby się, że jest to naprawdę
dobra rzecz – może próbować oszukać przeznaczenie i uratować setki ludzi.
Jednak już nie jeden człowiek przekonał się o tym, że przeznaczenia nie da się
oszukać. Chociaż.. czy aby na pewno? Może jednak Miriam tego dokona i zmieni
przyszłość? Ma ku temu dosyć poważny problem – Louis Darling ma zginąć już
wkrótce, a jego ostatnim wypowiedzianym słowem ma być imię Miriam. Poza tym… on
również ocalił jej życie, a tak się składa, że Miriam poczuła przy nim motylki
w brzuchu.
Mam bardzo mieszane
odczucia po przeczytaniu tej książki. Pomysł był naprawdę ciekawy, ale
wykonanie wydało mi się już dużo gorsze. Widziałam potencjał, ale nie widziałam
jego dobrego wykorzystania. Momentami nawet miałam wrażenie, że tutaj nie ma
żadnej konkretnej fabuły. Po prostu autor ot tak sobie pisał rozdział po
rozdziale, nie wiedząc do końca, co chce osiągnąć i do czego ma zamiar
doprowadzić główną bohaterkę. Żałuję także, że nie poznałam za bardzo
przeszłości Miriam. Są tam pewne wzmianki na ten temat, ale moim zdaniem za
mało, żeby móc dokładniej poznać główną bohaterkę.
Myślę, czy znalazłyby
się tutaj jakieś plusy, bo póki co wymieniłam same wady i rzeczy, które mi nie
pasowały. Cóż, książka jest napisana prostym językiem, więc szybko się ją czyta
– spokojnie może stanowić rozrywkę na jeden wieczór. Były tutaj czasami lepsze
momenty i rozdziały, które faktycznie czytało się całkiem przyjemnie i nie było
aż tak źle. Ważne, że cnotliwa miłość tutaj nie dominuje, no ale w końcu ciężko
o coś takiego w literaturze tego typu. Za plus uważam także sam pomysł – to, że
nie został aż tak pięknie wykonany, jak bym chciała, to już inna rzecz. No i
podobała mi się jeszcze w sumie kreacja bohaterów, bo faktycznie byli dosyć
zauważalni. Miriam tak naprawdę w głębi siebie jest zamknięta w sobie i pełna
lęku.
Podsumowując – są
plusy, są minusy, które jak na moje oko niestety przeważają. Książka wypada
raczej przeciętnie, odnoszę wrażenie, że autor chciał stworzyć coś dobrego –
połączyć sensację z urban fantasy i odrobiną kryminału, ale nie do końca się to
udało. Czegoś tutaj zdecydowanie zabrakło, widoczne było niedopracowanie,
czasami również chaos i brak logiki. Mimo wszystko z ciekawości sięgnę po
kolejną część – a nuż okaże się już lepsza od tej pozycji. Być może autor
bardziej wszystko dopracuje i książka zyska w moich oczach. Wystawiam ocenę 4/10.
"Drozdy. Posłaniec śmierci"
Minął rok od
wydarzeń, które miały miejsce w „Dotyku przeznaczenia”. Miriam stara się
prowadzić normalne życie – nosi rękawiczki, aby uniknąć zobaczenia śmierci
kogokolwiek z ludzi, ma normalną pracę, mieszka razem z Louisem. Jednak dłużej
tak nie potrafi, takie życie to zupełnie nie dla niej. Zbuntowana i agresywna
młoda kobieta nie jest przyzwyczajona do takiego rodzaju normalności i nie
potrafi się w takiej sytuacji odnaleźć. Jak się okazuje, jej odgórnie ustalony
los jest tego samego zdania, ponieważ przyjdzie jej znowu zmierzyć się ze
śmiercią i przeznaczeniem… Ale czy tym razem znowu uda jej się je oszukać?
Niestety nadal odczuwam
wrażenie, że brakuje w tych książkach konkretnej fabuły. Ponownie widziałam
tylko pewne elementy, które były w miarę logiczne, ale całość wciąż do mnie nie
trafia. Sztuczny wydaje mi się także pomysł z wewnętrznymi demonami, które
przybierają różne formy i nawiedzają Miriam – im również brakuje logiki i
głębi. Ot tak – pojawimy się, żeby uprzykrzyć życie głównej bohaterce jeszcze
bardziej. Nie spodobało mi się także przedstawienie Lauren – dwunastoletniej
dziewczynki, która staje Miriam na drodze. Może ja żyję złudnymi nadziejami,
ale wydaje mi się, że żadne dwunastoletnie dziecko nie jest aż tak zepsute do
szpiku kości. Autor ponownie przesadził – tym razem w przypadku bohaterów
drugoplanowych.
Plusy nadal te same –
prosty język, dzięki któremu szybko można dobrnąć do końca. Chwilami wciągająca
fabuła, szkoda tylko, że nie przez cały czas. Odczułam także wrażenie, że autor
nieco stonował z ilością przekleństw, a może po prostu już to tak bardzo na
mnie nie działało, bo wiedziałam, że będzie to obecne. Dla wielu osób plusem
byłoby pewnie to, że druga część utrzymuje poziom pierwszej. Tutaj zdecydowanie
tak jest – książki nie różnią się niczym, poza nowymi przygodami Miriam.
Chciałabym móc
napisać, że kontynuacja „Dotyku przeznaczenia” wypadła o niebo lepiej niż on
sam. Jednak nie mogę, bo tak nie było. Ten sam poziom, te same wady, te same
zalety – jednym słowem nic się nie zmieniło, a szkoda, bo naprawdę potencjał
był. Do mnie osobiście ta seria zupełnie nie trafiła i nie umiałam się
wciągnąć, przygody panny Black nie urzekły mnie. Myślę jednak, że znalazłyby
się jakieś osoby, którym seria przypadłaby do gustu – w końcu każdy lubi co
innego. Decyzję o przeczytaniu pozostawiam Wam, moje zdanie znacie, pozostaje
Wam zapoznać się z innymi opiniami lub też wyrobić sobie swoją własną.
Za możliwość poznania losów Miriam dziękuję wydawnictwu: