„Mężczyzna jest w
stanie zrobić wszystko, dla kobiety, którą kocha. Kobieta jest w stanie zrobić
wszystko dla mężczyzny, jeśli go urodziła.”
Ten cytat idealnie
oddaje klimat i fabułę czwartej części cyklu „Wampir do wynajęcia”, tworzonego
przez byłą panią detektyw – J.R. Rain. „Dziecko Księżyca” to kolejne przygody
Luny, a właściwie Samanthy Moon. Tym razem sprawa, którą musi rozwiązać jest
bardziej osobista, bowiem dotyczy jej syna. Musi podjąć ważną decyzję, która
może zmienić całkowicie jego życie. Jej rozdarcie między tym, co dobre, a tym,
co słuszne jest ogromne. Luna nie wie, co ma robić, bo konsekwencje mogą być
dramatyczne i nieodwracalne. A jakby tego było mało, znajduje ją stary i
potężny wampir, z którym przyjdzie jej się zmierzyć.
Teoretycznie mogłabym
zaliczyć tę książkę do gatunku urban fantasy, który osobiście kocham całym
swoim sercem! Jednakże jest to bardzo lekkie urban fantasy, któremu stale
czegoś brakuje. Serię zaczęłam od „Amerykańskiego wampira”, czyli części
trzeciej, i już wtedy czułam niedosyt. Sięgając po „Dziecko Księżyca” miałam
nadzieję, że coś się zmieni, że tym razem będzie więcej napięcia, więcej
emocji, więcej ciętego języka. Niestety, autorka nadal utrzymuje wszystko w
dawnym stylu i myślę, że to się już nie zmieni. W sumie.. każdy ma prawo pisać
tak, jak czuje to najlepiej, więc nie mogę tego negować. Tym bardziej, że ta
książka nie jest zła, ona jest po prostu jedną z tych lekkich,
nieskomplikowanych powieści na jeden wieczór.
sobie coś, dzięki czemu zyskuje sympatię czytelnika – w tym moją. Jest młodym
wampirem i jakoś stara się do tego coraz bardziej przyzwyczajać. Jednakże
przede wszystkim jest matką małego Anthony’ego, którego musi uratować. Widać w
niej, że jest skłonna zrobić wszystko, aby pomóc swojemu synkowi w każdy
możliwy sposób. W sumie uznaję to za plus, że autorka potrafi wymyśleć nowe
pomysły i wcielić je w życie. Książka zawiera niby jeden wątek główny, ale
stale gdzieś tam w tle przewijają się inne, które urozmaicają historię. Tym
razem była taka przygoda, a nie wiem, co autorka zafunduje mi następnym razem.
Widzicie więc, że mimo tego, że seria nie należy do najpopularniejszych i
najlepszych w swoim rodzaju, jest w niej coś, co sprawia, że się chce czytać
każdy kolejny tom.
Akcja toczy się
faktycznie szybko, jest wartka i płynna. Zdecydowanie nie ma czasu na nudę, bo
brak tu zbędnych opisów i dialogów. Krótko, zwięźle i na temat. To, wraz z
prostym językiem powieści sprawia, że czyta się ją w mgnieniu oka. Napięcie
momentami wzrasta i możliwe, że znajdą się osoby, które naprawdę to poczują. Zdecydowanie
początkujący i niewymagający czytelnicy będą w swojej bajce. Pewnie ciekawi Was
jeszcze wątek miłosny… w sumie w jakimś stopniu jest obecny, ale autorka nie
skupia się na nim za bardzo. Zdecydowanie nie jest to motyw dominujący, ale
pojawiają się adoratorzy naszej Luny. Kieł jest intrygującym facetem, którego
naprawdę polubiłam. Kingsley’a nieco mniej, jakoś nie umiem się z nim lepiej
zaznajomić.
Nie mogę powiedzieć,
że książka jest oryginalna i niepowtarzalna, ponieważ historii jej podobnych jest
na rynku sporo, ale to samo powiedziałabym o każdej innej serii urban fantasy.
Nie ukrywam, że seria chowa się przy tych wszystkich popularnych seriach, które
naprawdę mają swój urok. Seria „Wampir do wynajęcia” jest taką, którą czytamy,
gdy po ciężkim dniu potrzebujemy czegoś, co pomoże nam się zrelaksować, przy
czym nie musimy się skupiać, a po prostu mamy ochotę poczytać coś lekkiego. Nie
pomyślcie tylko, że ją neguję, ma plusy, ma minusy, ale jest całkiem przyjemnym
cyklem, który przypadł mi do gustu. Właśnie takich książek potrzebuję, gdy mam
te gorsze dni, wtedy idealnie wpasowuje się w moje gusta.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu: