"Dreszcz" - Jakub Ćwiek


Ryszard Zwierzchowski, lepiej znany jako Rychu czy też Zwierzu, jest typowym wyznawcą zasady „sex, drugs and rock ‘n’ roll”. Wiedzie bardzo swobodne życie – nie ma stałej pracy, bo jakoś nie kwapi mu się takowej znaleźć, pije, pali, gra na swojej ukochanej gitarze. Zapytacie pewnie skąd bierze na to pieniądze? Odpowiem Wam – utrzymuje go córka mieszkająca ze swoim mężem i dziećmi w Anglii. Nie ciężko się domyślić, że Rysiek nie ma zbyt wielu przyjaciół a jego postawa budzi oburzenie wśród ludzi. Któregoś dnia Zwierzu zostaje porażony piorunem i coś się w nim zmienia. Zyskuje super moce niczym bohater komiksów… jednak czy to go w jakikolwiek sposób zmieni?

Przez całe 20 lat mojego życia nie przeczytałam ani jednej książki Jakuba Ćwieka – aż do teraz. Słyszałam o tym autorze wiele dobrego, ale mam jakiś uraz do sięgania po książki moich rodaków – nie wiem sama dlaczego. Okej, patriotka zapewne ze mnie żadna, ale przecież to nie oznacza, że należy wszystkich przekreślać. W końcu było i wciąż jest paru Polaków, z których możemy być dumni. A autorzy tacy jak pan Ćwiek przekonują mnie do sięgania po twórczość polskich pisarzy. „Dreszcz” niesamowicie przypadł mi do gustu, a teraz powiem Wam dokładniej dlaczego.

Akcja powieści toczy się w Katowicach, czyli mieście, które bardzo dobrze znam. Nawet samo Osiedle Tysiąclecia, na którym mieszka Rychu, mam bardzo dobrze widoczne w swojej głowie. Dodatkowo momentami przenosimy się do Krakowa, czyli mojego ulubionego miasta w naszym kraju. Dzięki osadzeniu akcji w miejscu, które jest materialne i namacalne, książka zyskuje realność i naprawdę jesteśmy skłonni uwierzyć, że spotkamy starego rockmana, gdy wybierzemy się na spacer po Katowicach. Nie ukrywam, że bardzo mi się to spodobało, podobnie jak samo nawiązanie do muzyki rockowej i metalowej. Przeplata się tutaj wiele tekstów piosenek zespołów takich jak AC/DC (przede wszystkim), Guns ‘n’ Roses i innych tego rodzaju. A to są właśnie klimaty, które lubię, więc w moich oczach – kolejny plus dla powieści.

Od pierwszych stron możemy idealnie poznać świat, w którym żyje główny bohater. Późne wstawanie, luzackie życie, alkohol, skręty i papierosy. Rychu żyje całkowicie poza systemem i obowiązującymi normami. Jedni uznają to za przerażającą sprawę, a inni stwierdzą, że tacy ludzie są potrzebni i dzięki nim świat jest bardziej kolorowy – osobiście zaliczam się do tych drugich. W żadnym wypadku nie popieram uzależnień od alkoholu czy nikotyny, ale wszystko jest dla ludzi – a nasz główny bohater nie jest jakimś patologicznym nałogowcem. Po prostu żyje z dnia na dzień i cieszy się każdą chwilą. Jest wredny, zbyt pewny siebie, bezczelny i uparty. Ale mimo tych cech i swojej postawy naprawdę zyskał moją sympatię! Nie raz sprawił, że śmiałam się do łez i ubawiłam się po pachy podczas czytania. Także… Rychu rocks!

Nie jest to może książka, która stale trzyma w napięciu, ale na pewno nie przyprawi Was o nudę. Zwierzu na to nie pozwoli. Wiele się tutaj dzieje, a czytelnik naprawdę robi się coraz bardziej ciekawy, co wydarzy się dalej. Poza głównym bohaterem jest jeszcze dwóch, którzy występują równie często, co on – jego przyjaciel Alojz i „doradca” – Benjamin. Każdy z nich to zupełnie inna osobowość i mentalność, a razem dają mieszankę wybuchową. Klimat powieści jest znakomicie oddany – nawet każda wypowiedź Alojza jest pisana w gwarze śląskiej – ale nie bójcie się! Na pewno sobie z tym poradzicie. Motyw super mocy i bohaterskich czynów jest dopiero na poziomie podstawowym, ale z pewnością autor rozwinie go dalej i mocniej. Nie ukrywam, że wątek ciekawy, zobaczymy jak potoczy się to dalej. W sumie to nawet nie wiem, kiedy przeczytałam te 300 stron… tak szybko i przyjemnie to zleciało, że nawet nie zauważyłam jak leciała strona za stroną. Jaki z tego wniosek? Książkę czyta się znakomicie i jest wciągająca!

Ciężko mi porównać „Dreszcza” do innych książek autora, bo jak już mówiłam, nie było mi dane żadnej innej przeczytać. To się jednak na pewno zmieni, ponieważ z pewnością sięgnę po kolejną część przygód super-Rycha, a i pewnie po inne książki Jakuba Ćwieka. Póki co mogę powiedzieć tyle, że powieść ta zyskała moje poparcie i bardzo mi się podobała. Znakomity klimat, świetnie oddany książkowy świat, ciekawi bohaterowie i spora dawka śmiechu. To opowieść o poszukiwaniu samego siebie, chęci samorealizacji, wierze i spełnianiu marzeń. No i chyba zacznę teraz na okrągło słuchać AC/DC…

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...