Chcielibyście zostać
uwięzieni we własnym ciele? Dziwnie brzmiące pytanie, prawda? No bo jak można
stać się więźniem własnego ciała… Teoretycznie można. Jeśli ktoś inny przejmie
nad Wami kontrolę, to tak naprawdę nie będziecie nad nim panować. Będziecie
widzieć, słyszeć i czuć wszystko to, co będzie się działo, ale zabraknie Wam
jednej ważnej rzeczy – kontroli. Niezależnie od tego, czy będzie Wam się to
podobać czy nie, Wy nie będziecie w stanie zrobić nic, aby zapobiec temu, co
się dzieje.
Bliżej nieokreślona
przyszłość. Ziemia została najechana przez obcy gatunek, który zasiedla ciała
ludzi. Ludzie stali się ich żywicielami, ale życie toczy się dalej – z tym, że
wygląda ono zupełnie inaczej za panowania najeźdźców. Melanie jest jedną z
nielicznych osób, która nie została zasiedlona, jednak nie trwa to długo.
Trafia w ręce wroga, a do jej ciała zostaje wszczepiona nowa dusza. Jej
zadaniem jest uzyskanie informacji, gdzie znajdują się pozostali rebelianci,
wolni od dusz najeźdźców. Z czasem jednak z Wagabundą – duszą, która zasiedliła
ciało Melanie – stanie się coś, czego nawet ona sama się nie spodziewała…
Narratorką opowieści
jest Wagabunda – przedstawicielka obcej rasy, która żyła już na wielu
planetach. Jest uważana za jedną z najsilniejszych dusz, ale trafia na równie
silnego przedstawiciela rasy ludzkiej – Melanie Stryder. Mimo że Melanie
powinna całkowicie zniknąć, Wagabunda stale słyszy jej głos, odczuwa jej
niezadowolenie i nienawiść. Dwie dusze uwięzione w jednym ciele toczą zażartą
rywalizację o kontrolę i panowanie, jednak nie ukrywajmy, że nie jest to walka
sprawiedliwa, chociaż momentami wydawało się, jakby Melanie faktycznie miała
pokonać intruza. Bardzo ciekawiło mnie, w jaki sposób autorka poprowadzi
narrację i zaprezentuje nam dwie główne bohaterki, nie byłam sobie w stanie
tego wyobrazić, ale zwracam honor – Stephenie Meyer zrobiła to znakomicie.
Umożliwiła nam poznanie każdej bohaterki z osobna, ich poglądów, emocji i
sposobu bycia. Dwie zupełnie różne kobiety, a obie zyskują sympatię czytelnika.
Bohaterów jest sporo,
każdy z nich to inna osobowość, inny charakter oraz inne poglądy. Zdecydowanie
nie znajdziemy tutaj powtarzalności, a mimo tego, że liczba bohaterów jest
duża, nie będziemy mieć problemów z tym, kto jest kim. Z pewnością jedni mogą
zyskać naszą sympatię i przychylność, ale znajdą się też Ci, którzy nie
przypadną nam do gustu. Ocena ich poczynań leży już w geście każdego czytelnika
z osobna, ponieważ jak to lubię mówić – wszystko jest kwestią perspektywy.
Bardzo radosną postacią jest brat Melanie, Jamie, który wprowadza do tej
książki sporo humoru i nadziei. Moje uznanie zyskał również Jeb – niesamowita postać,
trzymająca się swoich zasad i potrafiąca nad wszystkim zapanować, a co
najważniejsze – otwarta i bez uprzedzeń.
Nie jest to książka,
która obfituje w chwile napięcia czy grozy. Akcja też nie płynie zawrotnym
tempem. Czy są to jednak minusy tej powieści? Zdecydowanie nie. To jest po
prostu ten rodzaj, gdzie wszystko następuje we właściwym czasie, czytelnik ma
szansę przeanalizować wiele sytuacji, powoli poznaje bohaterów oraz świat
powieści. Powiem Wam szczerze, że pędząca akcja zniszczyłaby urok tej historii.
Styl autorki jest bardzo przyjemny, a i historia i oryginalny pomysł nadają
książce charakteru. Świetnie dopracowane opisy, które dają nam znakomity obraz
ludzi, miejsc oraz zdarzeń. Widoczne jest to, że autorka włożyła w pisanie tej
powieści wiele pracy i serca, dzięki czemu wyszła jej praca niemal idealna,
pełna emocji i całkowicie porywająca czytelnika w swój świat. Może wielu z Was
pomyśli, że to kolejna ckliwa historyjka miłosna, ale jest zupełnie inaczej.
Wątek miłosny jest oczywiście obecny, ale nie jest elementem prymitywnym.
Stanowi uzupełnienie historii o przyjaźni, zaufaniu, bezpieczeństwie,
poszukiwani siebie, walki z samym sobą a także poświęceniu.
„Intruz” okazał się
pozycją, która całkowicie mnie pochłonęła. Od razu zostałam porwana do świata,
w którym ludzkość niemal wyginęła, a rebelianci robią, co mogą, aby przeżyć.
Doświadczałam wszystkiego, czego doświadczali bohaterowie – odczuwałam strach,
ból, ale także nadzieję i radość. Nie ukrywam, że łzy same leciały przy wielu
scenach, a ja sama bardzo zżyłam się z tą historią, toteż, gdy doszłam do
ostatniej strony czułam się rozbita. Nie chciałam wierzyć, że te 550 stron
przeleciało tak szybko, a ja już muszę się pożegnać z Melanie, Wagabudną,
Jamiem, Jaredem, Ianem… Polecam tą
pozycję każdemu, kto ma ochotę na przygodę pełną wzruszeń i wrażeń, nawet tym,
którzy lubią tylko szybką akcję i napięcie – ta pozycja może Was przekonać do
innego rodzaju książek, a poza tym jest piękną historią, którą warto poznać.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję: