Wyobrażacie sobie,
że wszyscy mówią Wam, co macie robić, jak macie to robić, czego macie nie robić.
Można się wykończyć. I w dodatku wmawiają Wam, że to dla Waszego dobra! Nie
można nawet spokojnie odetchnąć bez przebywania pod czujnym okiem drugiej
osoby. Żadnej chwili wytchnienia, żadnej chwili samotności… Trochę jak bycie
marionetką w czyichś rękach.
Dru Anderson zawsze słuchała we wszystkim swojego ojca, przynajmniej dopóki żył. Nie wyszło jej to na dobre. Później słuchała Zakonu – to też nie było zbyt przemyślane – a oni kłamali. Wszyscy dyrygują jej życiem i ustalają każdą jego sekundę. Nic dziwnego, że Dru przestaje się to podobać. Każdy by w końcu miał dość. Dodatkowo nie ma pewności, czy ktoś na pewno poszukuje Gravesa, a przecież nie może zostawić go na pastwę Siergieja. Dlatego właśnie nadszedł czas na.. bunt.
„Bunt” jest już czwartym tomem serii o Dru Anderson – 16-letniej łowczyni demonów. Początkowo była to dla mnie seria jak każda inna, jednak z czasem zaczęłam lubić ją coraz bardziej. Przyjemny i prosty język sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, nie ma nużących opisów ani nic niewnoszących w akcję dialogów. Każda scena opisana w tej książce jest potrzebna i wnosi coś nowego, nie wyrzuciłabym z tej książki ani jednego zdania. Akcja toczy się swobodnym i dość szybkim tempem. W drugiej połowie książki znacznie przyspiesza, a to wzbudza w czytelniku coraz większe napięcie i emocje. Fabuła jest dalej taka sama, zapewne dobrze znana każdemu, kto czytał wcześniejsze losy Dru Anderson. Bohaterka ciągle ćwiczy i przygotowuje się na zostanie Swietoczą, jest już coraz bliżej osiągnięcia dojrzałości. Jednak musi także zrobić wszystko, aby ocalić przyjaciela.
Po raz kolejny mamy do czynienia z różnego rodzaju intrygami. Możemy tu znaleźć kilka zwrotów akcji, książka na pewno jest nieprzewidywalna. Wiele sytuacji może zadziwić czytelnika, a także dać mu do myślenia. Dobrze widoczne są także emocje bohaterów – zawiść, zazdrość, strach, oddanie czy honor. Świat jest bardzo dobrze wykreowany i opisany, oczami wyobraźni możemy wszystko zobaczyć – zarówno Scholę jak i poszczególnych bohaterów, a także sceny walki, których tu nie brakuje. Co do samych bohaterów, to za dużo się nie zmienia. Uwielbiam Dru, bo jest zaradna i odważna. Poza tym w końcu bierze sprawy w swoje ręce i nie pozwala sobą dyrygować. Anna zyskała w moich oczach; myślę, że każdy kto tą książkę przeczyta, zgodzi się ze mną.
Jeśli chodzi o minusy to naprawdę żadnych większych zastrzeżeń nie mam. Powiem szczerze, że nawet ciężko mi znaleźć jakieś drobne rzeczy, które działałyby mi na nerwy, bądź mnie irytowały. Naprawdę z czasem bardzo polubiłam całą tę historię i myślę, że może nawet kiedyś do niej jeszcze powrócę.
Czwarta część zdecydowanie dorównuje poprzednim tomom, utrzymują one jednakowy poziom i stanowią nierozerwalną całość, która stała się naprawdę ciekawą historię. Jest to powieść, która może nas całkowicie pochłonąć, w której możemy się zatracić. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód jednej z moich ulubionych bohaterek literackich i szczerze trzymam kciuki za to, by wszystko ułożyło się po jej myśli. Książkę oceniam na 8/10.
Dru Anderson zawsze słuchała we wszystkim swojego ojca, przynajmniej dopóki żył. Nie wyszło jej to na dobre. Później słuchała Zakonu – to też nie było zbyt przemyślane – a oni kłamali. Wszyscy dyrygują jej życiem i ustalają każdą jego sekundę. Nic dziwnego, że Dru przestaje się to podobać. Każdy by w końcu miał dość. Dodatkowo nie ma pewności, czy ktoś na pewno poszukuje Gravesa, a przecież nie może zostawić go na pastwę Siergieja. Dlatego właśnie nadszedł czas na.. bunt.
„Bunt” jest już czwartym tomem serii o Dru Anderson – 16-letniej łowczyni demonów. Początkowo była to dla mnie seria jak każda inna, jednak z czasem zaczęłam lubić ją coraz bardziej. Przyjemny i prosty język sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, nie ma nużących opisów ani nic niewnoszących w akcję dialogów. Każda scena opisana w tej książce jest potrzebna i wnosi coś nowego, nie wyrzuciłabym z tej książki ani jednego zdania. Akcja toczy się swobodnym i dość szybkim tempem. W drugiej połowie książki znacznie przyspiesza, a to wzbudza w czytelniku coraz większe napięcie i emocje. Fabuła jest dalej taka sama, zapewne dobrze znana każdemu, kto czytał wcześniejsze losy Dru Anderson. Bohaterka ciągle ćwiczy i przygotowuje się na zostanie Swietoczą, jest już coraz bliżej osiągnięcia dojrzałości. Jednak musi także zrobić wszystko, aby ocalić przyjaciela.
Po raz kolejny mamy do czynienia z różnego rodzaju intrygami. Możemy tu znaleźć kilka zwrotów akcji, książka na pewno jest nieprzewidywalna. Wiele sytuacji może zadziwić czytelnika, a także dać mu do myślenia. Dobrze widoczne są także emocje bohaterów – zawiść, zazdrość, strach, oddanie czy honor. Świat jest bardzo dobrze wykreowany i opisany, oczami wyobraźni możemy wszystko zobaczyć – zarówno Scholę jak i poszczególnych bohaterów, a także sceny walki, których tu nie brakuje. Co do samych bohaterów, to za dużo się nie zmienia. Uwielbiam Dru, bo jest zaradna i odważna. Poza tym w końcu bierze sprawy w swoje ręce i nie pozwala sobą dyrygować. Anna zyskała w moich oczach; myślę, że każdy kto tą książkę przeczyta, zgodzi się ze mną.
Jeśli chodzi o minusy to naprawdę żadnych większych zastrzeżeń nie mam. Powiem szczerze, że nawet ciężko mi znaleźć jakieś drobne rzeczy, które działałyby mi na nerwy, bądź mnie irytowały. Naprawdę z czasem bardzo polubiłam całą tę historię i myślę, że może nawet kiedyś do niej jeszcze powrócę.
Czwarta część zdecydowanie dorównuje poprzednim tomom, utrzymują one jednakowy poziom i stanowią nierozerwalną całość, która stała się naprawdę ciekawą historię. Jest to powieść, która może nas całkowicie pochłonąć, w której możemy się zatracić. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód jednej z moich ulubionych bohaterek literackich i szczerze trzymam kciuki za to, by wszystko ułożyło się po jej myśli. Książkę oceniam na 8/10.
A ogólnie to jestem mistrzem, po prostu jestem mistrzem - udało się. Jestem po prostu przeszczęśliwa z tego powodu... gdyby się nie udało to byłabym niesamowicie załamana - znaczyłoby to tyle, że wszystko to, w co wierzę to jedna wielka ściema. To byloby straszne... ta myśl, że to wszystko okazało się nieprawdą. Ale udało się.
Poza tym mam dość fizyki.. koleś sam nawet nie ogarnia naszych ćwiczeń, a my mamy to robić.. kto to widział żeby na biotechnologii było coś takiego, co my robimy.. jeden wielki cyrk i tyle.
A jutro targi medycyny naturalnej.. kupię w końcu książkę Jana van Helsinga, kolejną.. mam nadzieję, że będzie równa dobra jak dwie pozostałe.