Serialowa niedziela: "Stranger Things"



Tak oto w końcu nastał ten piękny dzień, w którym i ja zabrałam się za oglądanie Stranger Things. Słyszałam, że podobno sami twórcy tego serialu nie spodziewali się, że osiągnie on taki sukces i rozrośnie się na tak wielką skalę. Teraz, gdy mam już za sobą dwa sezony, jestem w stanie stwierdzić, że był to, a właściwie wciąż jest, w pełni zasłużony sukces. Serial jest naprawdę w pełni przemyślany, świetnie nakręcony, a aktorzy znakomicie wczuli się w swoje role.

To, czym serial wygrywa w przedbiegach, jest przegenialny klimat. Akcja rozgrywa się w latach 80., w małym miasteczku, gdzie praktycznie wszyscy się znają. Nie brakuje tutaj nawiązania do słynnych dzieł science-fiction, takich jak chociażby Gwiezdne Wojny, co już samo w sobie bywa urzekające, podobnie jak gra Dungeons and Dragons. Znakomicie przedstawiono realia tamtych czasów, poczynając od wyglądu bohaterów (wiecie, ta moda, ten styl), kończąc na charakterystycznych dla tego okresu przedmiotach – nie uświadczycie tutaj nowoczesnej technologii. To wszystko ma naprawdę swój niepowtarzalny urok, który przyciąga i utrzymywany jest przez całe dwa sezony. Atmosfera to zdecydowanie jedna z największych zalet tego serialu, a wtóruje jej niesamowita ścieżka dźwiękowa.



Nie jestem w stanie stwierdzić, który sezon bardziej przypadł mi do gustu, bowiem obydwa są w pełni dopracowane i przemyślane. Cała historia skupia się na istnieniu innego wymiaru, drugiej strony, która stopniowo oplata swoimi mackami miasteczko Hawkins w stanie Indiana. Zaczynają się tam dziać dziwne rzeczy, a na jaw wychodzą tajemnice, o których nikt by nawet nie pomyślał. Cały motyw tajemnego laboratorium, niesamowitych zdolności parapsychicznych, istnienia tego innego wymiaru – znakomita sprawa, świetnie przedstawiona, w pełni logiczna i przemyślana. Wraz z bohaterami stopniowo zagłębiamy się w tą Drugą Stronę, niejednokrotnie udzielają nam się emocje, które im towarzyszą. Z początku jest to coś w rodzaju fascynacji, ale jednak nie da się uniknąć lęku i strachu. Zwłaszcza, że w końcu pojawiają się… potwory. Czy nazwałabym je uroczymi? No ciężko… Choć widzę piękno w ksenomorfach, tak jednak demogorgon aż tak mnie nie urzeka. A Shadow Monster zdecydowanie potrafi sprawić, że człowiek czuje się niepewnie…

Przyznam szczerze, że miałam jednak pewne obawy względem tego serialu – w końcu główni bohaterowie to… dzieciaki. Jednak muszę przyznać, że aktorzy w tak młodym wieku naprawdę świetnie się spisali. Cała gromadka wypada genialnie, widać różnice ich charakterów, a przyjaźń między nimi jest niesamowita. Poza typową walką ze złem, która się tutaj pojawia, nie brakuje zwyczajnych problemów okresu dorastania – te dzieciaki stają się na naszych oczach nastolatkami, przeżywają pierwsze miłostki, zawody miłosne, przyjacielskie kłótnie. Ale to tylko jedna strona medalu, bowiem nie brakuje tutaj też młodych dorosłych i typowych problemów ich okresu. A najlepsze jest to, że wszyscy potrafią ze sobą współpracować – dzieciaki, nastolatki i dorośli. Świetnie zaprezentowano relacje pomiędzy bohaterami, uczucia, napięcie w odpowiednich sytuacjach. Przepadam za Davidem Harbourem w roli Hoppera, Millie Bobbie Brown genialnie zagrała Jedenastkę operującą zdolnościami parapsychicznymi, ale moim idolem jest zdecydowanie postać Billy’ego – to dopiero świr! No i nie mogę nie napisać o Seanie Astinie – cudownie było zobaczyć tego aktora w nowej roli, bo jakoś nigdy nie miałam ku temu okazji… Znam go tylko jako Samwise Gamgee… A wiecie co jest najlepsze i najsmutniejsze zarazem w przypadku jego roli w tym serialu? Cóż, Sam znowu okazał się być wielkim bohaterem…



Podoba mi się to, że serial nie jest przerysowany. Nic tutaj nie jest robione na siłę, jest zachowany logiczny sens całej fabuły, doskonale widoczne są związki przyczynowo-skutkowe, całość wypada naprawdę znakomicie. Wszystkie elementy łączą się ze sobą w odpowiedni sposób, mamy tutaj płynne przejścia pomiędzy wątkami, każdy ma swoją rolę do odegrania i nic nie dzieje się bez przyczyny – każda akcja ma sens i wywołuje reakcję. Wszystkie najważniejsze wątki zostają w końcu wyjaśnione, choć wiadomo, że twórcy nie mogli nas zostawić z pustymi umysłami – kilka niedopowiedzeń sprawia, że widz niecierpliwie czeka na kolejny sezon, i chociaż wydawałoby się, że dobro zawsze wygrywa, to jednak tutaj nie można być tego pewnym. Przy tak dobrej obsadzie i tak dobrej fabule można jeszcze stworzyć sporo dobrego.

Stranger Things to naprawdę przyjemny i wciągający serial. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak znakomicie udało się odwzorować realia tamtych czasów, jak świetnie udało się połączyć wszystkie wątki, jak doskonale aktorzy wcielili się w swoje postacie. I naprawdę nie mogę się już doczekać tego, co zostanie zaprezentowane w kolejnym sezonie! 





Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...