"Rycerze Atlantydy" - Evan Currie

 
 
 
Data wydania: 25.01.2018
Tytuł oryginału: The Knighthood
Tłumacz: Małgorzata Koczańska
ISBN: 978-83-65661-42-5
Wymiary: 135 x 210 mm
Strony: 400
 Cena: 39,90 zł
Seria:Atlantis Rising #1
 
 
 
 
 
 
 
Evan Currie zasłynął w naszym kraju serią Oddysey One, potem pojawił się cykl Hayden War, a następnie pojawił się pierwszy tom nowej trylogii, Atlantis Rising. Kojarzę, że czytałam jeden tom jego pierwszej serii, ale nie urzekł mnie on na tyle, żeby sięgnąć po kolejne. Ale czy mogłam przejść obojętnie obok powieści, która ma w tytule słowo Atlantyda? Zdecydowanie nie. Kocham ten motyw, niezależnie czy w literaturze faktu czy w fantastyce, dlatego wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie mi na nowo przywitać się z twórczością tego autora. Tak się też stało, jednak wydaje mi się, że Rycerze Atlantydy nie do końca spełnili moje oczekiwania – nie oznacza to jednak, że książka mi się nie podobała. Po prostu spodziewałam się po niej czegoś zupełnie innego.

Główną bohaterką tej historii jest młoda dziewczyna o imieniu Elan. Wychowywana tylko przez matkę, w samotnej chatce na pustkowiu, nie zna innego życia. I wydawałoby się, że takie życie z dala od zagrożeń będzie trwać wiecznie, jednak wszystko ulega zmianie, gdy do rodzinnego domu powraca ojciec Elan. Człowiek zmęczony wojną, pragnący spokoju i bezpieczeństwa, mający jednak wciąż na uwadze, że wrogowie nie odpuszczą, dopóki go nie znajdą. Ludzkość jest na krawędzi zagłady, demony opanowały praktycznie każde terytorium i zabijają każdego na swojej drodze. Nie sposób się przed nimi ukryć, nie sposób się ukryć. I choć rodzice są w stanie poświęcić dosłownie wszystko, aby ochronić swoją córkę, to dziewczyna w końcu musi zacząć radzić sobie sama. Pragnąć zemsty wyrusza w pogoń za grupą demonów, a jej życie zmienia się w diametralny sposób. 

Moje lekkie rozczarowanie wynika z tego, że ta książka tak naprawdę nie ma nic wspólnego z tą Atlantydą, którą bym chciała. W trakcie lektury wciąż czekałam na poruszenie tego motywu, a kiedy w końcu do tego doszło, to ta wizja całkowicie mnie zawiodła. Nie oznacza to jednak, że poczułam tak wielkie rozgoryczenie, że rzuciłam książką o ścianę. Fakt, nie otrzymałam tego, czego się spodziewałam, jednak Evan Currie stworzył naprawdę przyjemną historię, którą czytałam z zaangażowaniem i przyjemnością już od pierwszych stron. Nie do końca przekonuje mnie jego styl, ale właściwie byłam w stanie się do niego przyzwyczaić.

Zapominając o tej drażliwej kwestii Atlantydy, skupię się na tym, co tak naprawdę Currie oferuje w swojej powieści. Mamy do czynienia z młodą, narwaną i nieznającą życia dziewczyną, która próbuje odnaleźć swoje miejsce na świecie. Jej zachowanie może się wydawać głupie i nieroztropne, ale nie powinno dziwić, gdy weźmiemy pod uwagę, jak wyglądało jej dzieciństwo. Nie miała możliwość nauczyć się odpowiednich odruchów, nie znała innego świata niż swój dom i jego najbliższe otoczenie, nie znała innych ludzi niż matka i ojciec. Życie w społeczeństwie i okres dojrzewania są dla niej czymś niesamowicie ekscytującym i przełomowym, czym powinna się cieszyć, a tak naprawdę kieruje nią tylko i wyłącznie rządza zemsty. Mówi się, że zemsta najlepiej smakuje na zimno, jednak Elan jest tak rozemocjonowana tym, co się wydarzyło (nie ma się co dziwić, było to bardzo bolesne doświadczenie, aż dziw, że tak dobrze sobie z nim poradziła), że nie chce czekać – chce działać. Z drugiej strony pojawia się człowiek, któremu tak naprawdę Elan zawdzięcza życie. Tajemniczy, pełen sekretów mężczyzna o mrocznym pochodzeniu i przeszłości. Bohaterów może nie jest zbyt wielu, ale są wystarczająco dobrze wykreowani. 

Wraz z główną bohaterką stopniowo odkrywamy prawdę o świecie, w którym rozgrywa się akcja. To świat zniszczony przez demony, z jednej strony przypominający fantastyczną krainę po apokalipsie, z drugiej nawiązujący do zaawansowanej technologii rodem z sci-fi. Zdarza się, że takie połączenia nie do końca dobrze ze sobą współgrają, ale w tym przypadku jest to jak najbardziej w porządku. Autor wszystko odpowiednio wyjaśnia, choć nie rozwleka tym samym akcji. Utrzymuje dobre tempo rozgrywających się wydarzeń, stawia przed bohaterami różne przeszkody i trzeba przyznać, że chwilami wplata w to momenty zaskoczenia. 

Choć nie do końca tego spodziewałam się po lekturze tej powieści, bo zbyt mocno zasugerowałam się tytułem, to muszę przyznać, że Rycerze Atlantydy naprawdę przypadli mi do gustu. Z pewnością sięgnę po kolejny tom, bowiem zakończenie pierwszego wydało mi się na tyle intrygujące, a cała historia zaciekawiła mnie na tyle, że chętnie dowiem się, jak dalej potoczą się losy Elan i jej towarzyszy.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:


Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...