Przez ostatnie lata
medycyna zmieniła się nie do poznania. Gdyby wrócić jeszcze do czasów wojennych
i zobaczyć, jak leczono wtedy ludzi, a jak to wygląda teraz… nie do uwierzenia,
prawda? Jedną z ciekawszych dziedzin w rozwoju nauk medycznych jest
nanotechnologia, która zajmuje się konstruowaniem nanometrycznych struktur.
Można je różnorodnie zaprogramować, wprowadzić do organizmu i czekać, aż zaczną
spełniać swoje funkcje. To naprawdę obiecująca perspektywa i nadzieja na
wyleczenie wielu chorób, jednakże wszystko posiada swoje ciemne strony…
Ze względu na moje zamiłowanie
do nauki, zwracam często uwagę na tytuły i opisy, w których pojawiają się „mądre”
słowa. Badania, nanotechnologia, medycyna, genetyka… po prostu ciągnie mnie do
takiej tematyki niesamowicie, a jeżeli wiąże się to jeszcze z thrillerem czy
horrorem to już w ogóle jestem w niebie! Dlatego właśnie postanowiłam sięgnąć
po książkę Robin’a Cook’a – „Nano”. Było
to moje pierwsze spotkanie z autorem, więc nie wiedziałam, czego mogę się
spodziewać. Na nic się również nie nastawiałam, a mimo wszystko książka trochę
mnie zawiodła.
Zacznę jednak od
plusów powieści. Oczywiście urzekł mnie pomysł – laboratorium, prace badawcze i
rozwój nauki. Zdecydowanie moje klimaty, więc tutaj nie mam nic do zarzucenia.
Podobało mi się używanie przez autora naukowych terminów, takich jak
sekwencjonowanie genów, SEM i innych im podobnych. Nie mogę także przyczepić
się do dopracowania powieści, ponieważ znajduje się tutaj sporo szczegółów.
Niby nic takiego, bo nie zwraca się na to aż tak często uwagi i jakoś
szczególnie nie odczuwa się braku takich drobnych detali, jednak w tym wypadku
naprawdę mi się spodobało to, że autor pamiętał o wszystkim – nawet o tym, że
Pia zakładała lateksowe rękawiczki, aby nie zostawić po sobie śladów podczas
swojego małego śledztwa. Zaletą jest także prosty w odbiorze język, który
sprawia również, że bardzo szybko można tę książkę przeczytać. No i jeszcze
jeden plus – w miarę dobrze został wykreowany świat powieści, dosyć łatwo
mogłam sobie wizualizować w głowie poszczególne opisy miejsc czy sytuacji.
Teraz jednak czas na
minusy. Sięgając po thriller spodziewam się naprawdę sporej dawki napięcia,
oczekuję, że moja ciekawość będzie się rozbudzać coraz bardziej i bardziej… tutaj
mi tego zdecydowanie brakuje. Owszem, byłam w pewnym stopniu ciekawa rozwiązania
całej sprawy, ale gdy już do tego doszło, to czułam się zawiedziona. Liczyłam
na naprawdę wielką, pokaźną, mocną aferę, a była ona dosyć przewidywalna. Odniosłam
także wrażenie, że akcja strasznie się wlecze. Właściwie przez pierwsze 320
stron nie dzieje się nic konkretnego, dopiero potem akcja nieco przyspiesza i
zaczyna się robić ciekawiej. Mimo to wydarzenia rozgrywające się w książce nie
wzbudziły we mnie żadnych emocji – zero napięcia, zero strachu… po prostu nic.
Nawet bohaterowie nie są w stanie ich dobrze przedstawić, gdyż sami nie zostali
wykreowani w dobry sposób. O ile świat powieści jest w miarę dobrze opisany, to
bohaterowie nie. Gdybym miała Wam napisać krótką charakterystykę każdego z
nich, wybaczcie – nie potrafiłabym.
Jak widać książka ma
swoje zalety i wady, które w pewnym stopniu się równoważą. Jak już wspominałam,
było to moje pierwsze spotkanie z tym autorem, nie wypadło za wspaniale, ale
nie chcę do od razu przekreślać, dlatego z chęcią sięgnę po inne jego książki,
tym bardziej, że ich tytuły są zachęcające. „Nano” uważam za książkę z ciekawym
pomysłem i sporym potencjałem, w której zabrakło po prostu „tego czegoś”.
Czułam niedosyt i momentami znużenie, chociaż nie czytało się jej aż tak źle.
Decyzję o sięgnięciu po nią pozostawiam Wam, a jakbym miała wystawić
sprawiedliwą ocenę, byłoby to 5,5/10.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu: