Rzadko sięgam po
antologie czy zbiory opowiadań, ponieważ nigdy nie mogę dokładnie wczuć się w
historię i zżyć się z bohaterami. Gdy już coś się zaczyna rozkręcać i powoli
wzrasta we mnie napięcie to nagle puf! Wszystko się kończy, dziękujemy, miło
było, ale się skończyło. Jednakże coś sprawiło, że sięgnęłam po „Cienie nocy”…
i nie, to wcale nie było to, że nie wiedziałam, że to będą trzy opowiadania.
Powiem więcej! Ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Dlaczego więc po nie
sięgnęłam, skoro mam niezbyt dobre przeżycia z takimi pozycjami?
Wiele dobrego
naczytałam się już o autorce znanej jako Alex Kava. To właśnie jej nazwisko
sprawiło, że postanowiłam sięgnąć po tę książkę. W sumie powinnam może po
prostu dorwać jakąś jej powieść, żeby w końcu zaznajomić się z jej sposobem
pisania i pomysłami, ale stwierdziłam, że zacznę od tego, tym bardziej, że mam
okazję poznać dwie inne autorki, o których jeszcze nie słyszałam. Po książki
sensacyjne czy też kryminały sięgam coraz częściej, zaczynają mi się wybitnie
podobać, ale zauważyłam, że mimo bycia nowicjuszem w tej dziedzinie, już
zaczynam się robić wybredna, bowiem nie wszystko mi się tutaj spodobało.
Nie ukrywam, że
faktycznie najbardziej przypadł mi do gustu styl pani Kavy, a w drugiej
kolejności pani Spindler. Teoretycznie „Cienie nocy” to jedna powieść
podzielona na trzy części. Jednakże każda część została napisana przez inną
autorkę, więc niezbyt można to odczuć. Język może i jest podobny w każdym
przypadku, ale doświadczony czytelnik z pewnością zobaczy subtelne różnice.
Poza tym sam fakt, że występują różni bohaterowie (a przede wszystkim różne
główne bohaterki) sprawia, że nie do końca odbieramy to jako jedną powieść.
Wspólny motyw jest taki, że mamy jednego seryjnego mordercę, który zaczyna
grasować w różnych miastach, ale stale zabija w ten sam sposób, a każda z
bohaterek pragnie go powstrzymać. Motyw i pomysł całkiem dobre i ciekawe,
zdecydowanie w moim guście, jeśli chodzi o literaturę tego gatunku.
Książkę czyta się
bardzo szybko, nie jest ona też wielka objętościowo, liczy sobie bowiem jakieś
180 stron. Jest to pewnie kwestia nieco większej czcionki i tego, że w sumie
styl każdej z pań jest bardzo przyjemny, poza tym mimo wszystko potrafimy się w
jakimś stopniu wciągnąć. A jak wiadomo, gdy człowiek się zaczyta, to nawet nie
zauważa, kiedy następuje koniec. Niestety jest tutaj jedna wada, którą ja
zawsze widzę w tego typu pozycjach - trzy różne historie, każda z nich zajmuje parędziesiąt
stron… w takiej objętości nie da się zawrzeć zbyt wielu opisów, emocji czy też
zbudować porządnego napięcia i wzbudzić wystarczającej ciekawości czytelnika.
Mimo wszystko, książka
spełniła swoją funkcję. Chciałam zaznajomić się z panią Alex Kavą i mi się to
udało. Teraz wiem, że sięgnę po jej książki i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Możliwe też, że zapoznam się z twórczością pani Spindler, ale co do pani
Ellison to mam mieszane uczucia. Jeśli chodzi o same „Cienie nocy” to czytało
mi się je całkiem miło, a czasu na to poświęconego, którego wcale nie było
dużo, nie uważam za straconego. Jest to powieść idealna na jeden wieczór, przy
której nie trzeba się wybitnie skupiać, a można po prostu na chwilę odpłynąć w
kryminalny świat dochodzeń i śledztw.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu:
Tak się cieszyłam, że w końcu wiosna, że w końcu ciepło... a teraz mam dość! Okrutne czasy dla alergikoastmatyków nastały...