"Druga szansa" - Katarzyna Berenika Miszczuk






Data wydania: 22.08.2018
ISBN: 978-83-280-5841-5
Wymiary: 135 x 202 mm
Strony: 330
 Cena: 34,99 zł









Druga szansa to trzecia książka Katarzyny Bereniki Miszczuk, z którą miałam okazję się zapoznać. Pierwsze spotkanie zapomniałam i dopiero niedawno znajoma mi o nim przypomniała, drugie miało miejsce całkiem niedawno. Jak je wspominam? Na pewno jako bardzo lekkie i niezobowiązujące lektury, które nie podbiły mojego serca na tyle, abym czuła się z nimi w jakikolwiek sposób związana. Do przeczytania na raz, i to tylko wtedy, kiedy nie ma się zbyt wysokich oczekiwań i wymagań. Pierwszym wyborem był Gwiezdny Wojownik – kocham Gwiezdne Wojny, ale ta książka nie miała z nimi za wiele wspólnego – może poza ogólnymi podobieństwami, które zapewne stanowiły swego rodzaju inspirację. Nie zapomniałam o niej dlatego, że była tragiczna, ale jakoś zupełnie wyleciała mi z pamięci – ot tak. Za drugim razem sięgnęłam po coś, co przypominało w zarysie fabuły urban fantasy, czyli Ja, diablica. Ta książka miała swoje mankamenty, ale przynajmniej się rozluźniłam i chwilami pośmiałam. A co dalej?

Zdążyłam się trochę rozeznać w opiniach na temat twórczości naszej rodzimej autorki i okazuje się, że są one naprawdę mocno podzielone! Jednakże sporo osób zachęcało mnie do sięgnięcia po Drugą szansę, bo „powinna mi się spodobać”. No to jak, spodobała się? Chyba podobnie jak poprzednie powieści autorki. Jest w porządku, ale nie było to istne szaleństwo, które by mnie całkowicie omamiło. Przyznaję, że bardzo szybko ją przeczytałam, bowiem w jeden krótki poranek popijając poranną kawę. Była to lekka i przyjemna lektura, z pewnymi irytującymi elementami, która raczej nie zostanie w mojej pamięci na zbyt długo.



Główną bohaterką powieści jest młoda dziewczyna o imieniu Julia, która budzi się w tajemniczym szpitalu. Nie pamięta, kim jest, jak wyglądało jej życie, a co najważniejsze – jak się znalazła w ośrodku dla osób chorych psychicznych. No i właściwie dlaczego akurat tam, a nie w zwyczajnym szpitalu? Przecież nigdy nie wykazywała objawów psychozy czy innych zaburzeń. Szybko jednak zostaje uświadomiona w tym, że jej rodzina spłonęła w pożarze domu, a tylko jej udało się przeżyć. Trafia pod opiekę ekscentrycznej pielęgniarki, która obiecuje jej, że załoga ośrodka zrobi wszystko, aby jej pomóc. Dziewczyna początkowo wierzy w to, co zostaje jej przedstawione, ale z czasem zaczyna nabierać pewnych podejrzeń. Nie jest pewna, czy to, co mówi pani Zofia jest prawdą, dlatego postanawia się o tym przekonać – ale wiąże się to z pewnym ryzykiem.

Tak na dobrą sprawę muszę przyznać, że sam pomysł na fabułę jest jak najbardziej w porządku, choć już w połowie powieści byłam przekonana, o co tutaj tak naprawdę chodzi. Mimo tego zakończenie trochę miesza czytelnikowi w głowie, bowiem nic nie zostaje wyjaśnione tak w stu procentach. Rozgryzłam ten główny motyw, ale jednak wciąż jest tam kilka niedopowiedzeń i takie poczucie niepewności – co tak naprawdę się wydarzyło? Co było prawdą, co kłamstwem, co iluzją? Katarzyna Berenika Miszczuk dobrze radzi sobie z kreacją bohaterów, mocno uwydatniając pewne cechy charakteru. W ten oto sposób mamy do czynienia z Zofią Morulską, która przypomina Dolores Umbridge z Harry’ego Pottera, niepewną, ale charakterną Julią, zawadiackim Adamem, eteryczną Izą o dziecięcej naiwności… Niestety, nie odnalazłam cząstki siebie w żadnym z tych bohaterów.



Niestety, dostrzegłam też w Drugiej szansie pewne mankamenty. Pomijam kwestię tego, że udało mi się wiele rzeczy przewidzieć, bowiem i tak pod tym względem nie miałam tutaj zbyt wielkich oczekiwań. Żałuję jednak, że realia ośrodka psychiatrycznego wypadły tak… słabo. Rozumiem, że pacjentom należy się pewna namiastka normalności, swoboda… Ale czy naprawdę może tam panować taki luz i korupcja? Trochę to wszystko było zbyt proste i kolorowe, a miało być tajemniczo i przerażająco. Drugą rzeczą, która dosyć mocno mnie ubodła, było dokładnie to samo, co w przypadku dwóch poprzednich książek tej autorki – infantylność. Nie mogłam zdzierżyć wiecznego zdrabniania imion czy używania przydomków w stylu „skarbeczku”…

W ogólnym rozrachunku książka wypada poprawnie. Ma swoje wady i zalety, na pewno jest napisana z pewną lekkością i swobodą, ale zdecydowanie nie są to takie klimaty szpitala psychiatrycznego, jakich bym oczekiwała. Nie mogę też się zżyć z żadnym z bohaterów tej autorki – niezależnie od tego, o której książce bym pisała, a ta infantylność zwiększa dystans między nami. Zdecydowanie nie lubię tego typu zabiegów. Dlatego w połowie jestem na tak, a w połowie na nie.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:




Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...