"I że cię nie opuszczę" - Michelle Richmond





Data wydania: 09.05.2018
Tytuł oryginału: The Marriage Pact
Tłumacz: Maria Smulewska-Dziadosz
ISBN: 978-83-7515-459-7
Wymiary: 136 x 205 mm
Strony: 488
 Cena: 39,90 zł








Powieści Michelle Richmond, autorki mieszkającej w Karolinie Północnej, przetłumaczono aż na trzydzieści języków. Niejednokrotnie jej książki zyskiwały miano bestsellerów, a dodatkowo nie raz za swoją twórczość została nagrodzona. I teoretycznie brzmi to niezwykle zachęcająco i wręcz kusząco – nic tylko sięgać w ciemno po tak zachwalane dzieła, prawda? Jednak ile razy już się przekonaliśmy, że tak naprawdę nadmierna reklama robi książce więcej szkody niż pożytku? Ile to już razy sięgnęliście po rzekomego bestsellera, a tutaj nagle okazało się, że to wcale nie bestseller, a zwykły przeciętniak? No i jak tu wierzyć reklamie?

Tematyka sekty i tajnych stowarzyszeń jest tematyką z jednej strony ponadczasową i zawsze zachęcającą, z drugiej jednak dosyć już oklepaną. Bo czy można wymyślić coś nowego w podobnych klimatach? Właściwie to pewnie i można, być może istnieją takie granice, których twórcy, w tym pisarze, póki co boją się przekraczać, być może te dwa motywy niosą ze sobą nieskończone możliwości, ale prawda taka, że zazwyczaj są prezentowane na jedno kopyto. Mimo wszystko osobiście uważam, że jest w tym potencjał, jednak w przypadku powieści Michelle Richmond nie został wykorzystany w stu procentach. Ale chwila, chwila… O co chodzi tutaj z tą sektą?

Teoretycznie słowo „sekta” nie pada zbyt często w tej książce. Właściwie bardzo rzadko. Za to nagminnie mamy do czynienia ze słowem „pakt” – nawet sam oryginalny tytuł I że cię nie opuszczę brzmi tak samo (The Marriage Pact). To elitarny klub dla małżeństw, do którego nie każdy może przynależeć. Tylko odpowiednio wyselekcjonowane małżeństwa otrzymują propozycję dołączenia do pozostałych. W pewnym sensie jest to też program, który ma zapewnić długi staż związkowi dwójki ludzi. Z tego powodu Alice i Jake są oczarowani propozycją szefa kobiety i chętnie godzą się na dołączenie do Paktu. Wkrótce jednak uzmysławiają sobie, że prawdopodobnie była to najgorsza decyzja w ich życiu.

Przyznam szczerze, że początkowo ta książka zapowiadała się naprawdę wspaniale. Dojrzały język, rozbudowana fabuła, intrygujący motyw Paktu. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew. Z czasem to rozbudowywanie i drążenie każdej sytuacji stało się lekko męczące, choć nie ukrywam, że styl Michelle Richmond jest sam w sobie naprawdę dobry. Jednak to nie kwestia stylu – po prostu autorka zbyt mocno próbowała wejść w pewne aspekty swojej historii i zbyt mocno się ich trzymała – w efekcie po prostu przesadziła, bowiem historia Alice i Jake’a zaczęła się dłużyć. Gdyby jeszcze towarzyszyło temu odpowiednie stopniowanie napięcia czy zaskakujące zwroty akcji to wyglądałoby to inaczej, aczkolwiek nie ma tego tutaj zbyt wiele. Były takie chwile, w których mój umysł się rozjaśniał i pojawiała się dawka nadziei – chwilami Richmond naprawdę wiedziała, jak wstrząsnąć czytelnikiem, chociaż zależy to też od tego, jak wiele książek tego typu macie na swoim koncie. Wiecie jak to jest – im więcej się czyta, tym ciężej o element zaskoczenia, o coś, co nami wstrząśnie.

Skupmy się teraz przez chwilę na samym Pakcie. Nie ma co ukrywać, to typowa sekta, ukrywająca się pod fałszywą otoczką radości, szczęścia i idealnego życia w małżeństwie. Jednakże wszelkie zasady, które zostały spisane w podręczniku, którym kierują się członkowie elitarnego klubu, są po prostu przesadzone. Takie podejście do małżeństwa jest absurdalne i jestem przekonana, że w życiu codziennym w końcu przyniosłoby odwrotny skutek. Szłoby od tego totalnie ogłupieć – oto sedno. Karanie tych, którzy nie spełniają oczekiwań wyżej postawionych członków Paktu jest też absurdalne. Cały ten motyw wydaje się być absurdalny, choć i tak wygrywa tutaj samo zakończenie. Czy było zaskakujące? Tak, ale w ten negatywny sposób. Było jednym wielkim rozczarowaniem, a cała ta historia w jego obliczu straciła jakikolwiek sens.

Sama do końca nie wiem, co myśleć o tej książce. Generalnie język autorki jest naprawdę dobry, a historia jest napisana tak, że z łatwością porusza wyobraźnię, więc czyta się to tak, jakby się oglądało film. Jednakże absurdalność pewnych wątków nie daje mi spokoju.




Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...