Relacja z Warszawskich Targów Książki 2018!

Nie będzie tak naprawdę żadnej relacji... Nie no, żartuję. Coś naskrobię. Ale zdecydowanie nie ocenię ich tak, jak każdy, kto był odwiedzającym, bo ja byłam wystawcą. I mimo wszystko to lubię, wiecie? Bo choć nie miałam aż tak wiele czasu, żeby połazić po stoiskach i całym stadionie, to wydaje mi się, że i tak miałam takich atrakcji wystarczającą ilość. Kupiłam, co chciałam kupić, choć właściwie mój plan zakupowy zmieniał się w trakcie...

Ale zacznijmy od początku... Pomijając fakt, że w drodze do Warszawy pokłóciłam się z dwoma panami o to, że zajmują mi miejsce w pociągu, to jakoś udało mi się nie zgubić i wysiadłam na stacji Warszawa Centralna. Ale czemu się kłóciłam? Bo wiecie, ja i pociągi to taki dziwny związek. Nie ogarnęłam numeru wagonu, a potem nie ogarnęłam numeru miejsca. Znaczy ogarnęłam, ale myślałam, że mam 35, a nie 25. Ale i tak na miejscu 25 siedziała jakaś pani... Ale kulturalnie jej wytłumaczyłam, że to moje miejsce. Droga powrotna też przebiegła bez większych problemów. 

A co w samej Warszawie? Pierwszym przystankiem był Starbucks. Bez sojowego latte nie mogę pracować, a w środę trzeba było przygotować stoisko. Skakałam po krzesłach, targałyśmy książki, marzłyśmy i obmyślałyśmy wygląd stoiska. I chyba wyszło nam nie najgorzej. Pogoda nie dopisywało, bo lało niemiłosiernie, po drodze prawie wpadłam do jeziora, jakie wytworzyło się na drodze. 

Ostatecznym wynikiem tego, co poczyniłyśmy jest zdjęcie obok. Ładnie, prawda? Miałyśmy nowe wzory zakładek, nowe wzory kubków i świeczki, choć niektórzy uważali, że to farbki i po co to farbki na targach książki... Poza zakładkami magnetycznymi pojawiły się papierowe i laminowane - cuda, mówię Wam!

I tak sobie spędziłam te 4 dni w takim bezpiecznym azylu, bo o ile w czwartek i piątek dało się normalnie po Stadionie chodzić, tak w sobotę było to znacznie utrudnione. A ja chciałam się dostać do Maxa Czornyja po podpis... No i w sumie mi się udało, choć krócej stałam w kolejce niż do niej szłam.


W końcu dorwałam Pusheena! Ludzie, wiecie ile ja na niego polowałam? Od Targów Książki w Krakowie! I w końcu mi się udało i wyprzytulałam :D I życie mi legło w gruzach, gdy się dowiedziałam, że Pusheen to tak naprawdę kotka... 

Ogółem bycie wystawcą ma swoje zalety - widzi się to wszystko od drugiej strony. I mimo wszystko można na chwilę się wyrwać, żeby zrobić książkowe zakupy czy pogadać ze znajomymi. Bo udało mi się złapać kilku blogerów czy vlogerów, zamienić parę słów, obejrzeć, co gdzie mają. 

Ogółem wystawców było naprawdę sporo, w tym nie tylko książkowych. Urzekły mnie stoiska antykwariatów, gdzie można było za tanie pieniądze nabyć książki w naprawdę dobrym stanie i to nawet nie takie same starocie - widziałam tam nawet Imperium Burz Sary J. Maas! 


Czy coś kupiłam? A kupiłam. Wiem, że na Targach raczej się nie opłaca kupować, ale w sumie skorzystałam z promocji -30 % na stoisku Olesiejuk czy nieprzeczytane.pl. Nawet wydawnictwo Zysk i Ska miało taką promocję, więc zakupiłam Wyczarowanie światła. No i Obsidio od thebookshop.pl. A dwa komiksy dorwałam właśnie na stoisku pewnego antykwariatu! Nówki, zafoliowane! 


A tak wyglądają niektóre nowe zakładki od Epikpage! Dinozaur jest moim numerem jeden!


Zbłądziłam też na strefie komiksów i nie mogłam się oprzeć poduszce z Grootem! No i z facehuggerem! No i Pusheen jakiś też musiał się pojawić...

A wiecie, co było najlepszym elementem tego wyjazdu? W końcu udało mi się spotkać z przyjacielem, którego znam 13 lat, ale nigdy nie było nam dane się spotkać na żywo - dużo by wyjaśniać, dlaczego. Ale proszę bardzo, oto ja i mój mąż :D Prawie podbiliśmy Warszawę! 



Byliście na Targach? Podobało Wam się?
Co kupiliście?

Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...