"Krwawe święto" - Paul Finch




Data wydania: 16.03.2018
Tytuł oryginału: Sacrifice
Tłumacz: Danuta Górska
ISBN: 978-83-8125-172-3
Wymiary: 125 x 195 mm
Strony: 448
 Cena: 35,50 zł
Cykl: Mark "Heck" Heckenburg #2








Paul Finch na co dzień pracuje jako policjant, ale w wolnych chwilach przepada za literaturą – głównie za fantastyką i kryminałami. Jest również twórcą scenariuszy seriali policyjnych, a dodatkowo ma na swoim koncie kilka powieści. Krwawe święto to jedna z jego pierwszych książek, stanowi ona drugi tom cyklu o detektywie Marku Heckenburgu. Niestety, nie czytałam pierwszej części, ale wydaje mi się, że w żaden sposób nie wpłynęło to na mój odbiór zaprezentowanej tutaj historii. Zapewne w wolnej chwili nadrobię zaległości, ale póki co muszę przyznać, że Finch jest całkiem niezły w byciu autorem.

W Noc Guya Fawkesa spalono żywcem mężczyznę. Nie powinno to mieć miejsca… W to święto pali się wyłącznie kukły. Ale może to był tylko nieszczęśliwy wypadek? Jednak czy nieszczęśliwym wypadkiem można też nazwać sytuację, w której dwójka młodych ludzi zostaje odnaleziona w walentynki z przestrzelonymi strzałą sercami? No dosłownie trafiła ich strzała Amora… A starszy pan, przebrany za Świętego Mikołaja, zamurowany żywcem w Święta Bożego Narodzenia? Chyba jednak nie są to tylko przypadki, a zaplanowane z premedytacją działania Kalendarzowego Zabójcy. Ofiar stale przybywa, a Heck musi odnaleźć mordercę, zanim ten postanowi uczcić kolejne święto.

Skoro mowa o kryminale to zacznijmy od przeanalizowania wątku głównego, czyli zabójstw. Bardzo spodobało mi się modus operandi mordercy, choć wydaje mi się, że już gdzieś się z czymś podobnym spotkałam, choć nie mogę sobie przypomnieć, gdzie dokładnie. Jednakże taka inspiracja świętami i uśmiercanie ludzi zgodnie z tradycją jest sprawą dosyć… przerażającą. Z jednej strony świadczy o inteligencji mordercy, bowiem przeanalizowanie tak wielu historii i kultur nie jest zadaniem prostym – wymaga czasu i poświęcenia, może nawet swego rodzaju pasji i fascynacji. Jednak po co tak właściwie zabójca pozbywa się niewinnych ludzi? Jaki ma w tym cel? To jest dopiero zagadka!

Paul Finch bardzo dobrze zaprezentował pracę policji i detektywa – zapewne wynika to z tego, że sam na co dzień spełnia się w takim zawodzie. Nadaje do tej historii realizmu, bowiem zapewne doskonale wiecie, że są i tacy autorzy, którzy wszystko ułatwiają swoim bohaterom i wydaje się, że prowadzenie śledztwa jest lekkie, łatwe i przyjemne. Niestety, praktycznie zawsze wygląda to zupełnie inaczej. Często zdarza się, że morderca jest o krok przed policją. Mark Heckenburg ma przed sobą naprawdę trudne zadanie, a co więcej, wygląda na to, że jego przeciwnik naprawdę działa z premedytacją, ale i jego plan jest w pełni przemyślany. Działa tak, aby nie popełnić błędu.

Nie spodziewałam się po tej książce zbyt wiele, myślałam raczej, że to będzie kolejny kryminał na mojej liście do odhaczenia, o którym szybko zapomnę. Naprawdę sporo wymagam od tego gatunku literackiego, ciężko jest mnie zadowolić w stu procentach, ale Finch stworzył coś naprawdę mrocznego i krwawego – może nie w takim wielkim stopniu, jakbym chciała, ale i tak było w porządku. Samo rozwikłanie tajemnicy Kalendarzowego Zabójcy nie było takie oczywiste, a gdy już prawda wyszła na jaw, to sama nie wiedziałam, co powinnam czuć. Smutek? Żal? Poruszenie? Niedowierzanie? Z jednej strony było to niesamowicie zaskakujące, a w drugiej wzbudzało właśnie taki smutek… Generalnie nie brakuje tutaj nagłych zwrotów akcji i chwil, w których nie do końca chce się wierzyć w to, co się właśnie czyta.

Krwawe święto to kryminał, który mnie bardzo miło zaskoczył. Mamy tutaj dobrą intrygę, ciekawego bohatera i dobre tempo akcji. Może czuję lekki niedosyt i chciałabym nieco więcej makabry, ale w ogólnym rozrachunku książka jest porządnie napisana i dobrze się ją czyta.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:



Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...