"Miasteczko kłamców" - Miranda Megan




Data wydania: 19.07.2017
Tytuł oryginału: All the Missing Girls
Tłumacz: Tomasz Bieroń
ISBN: 978-83-240-4948-6
Wymiary: 140 x 205 mm
Strony: 400
 Cena: 36,90








„Zaginione dziewczyny doskonale potrafią zakraść się do czyjejś głowy. Nie można nic na to poradzić, że dostrzega się je w każdym – uświadamiamy sobie, że nasz los jest ulotny i kruchy. W jednej chwili jesteśmy tutaj, a w następnej zostaje po nas tylko fotografia w witrynie sklepowej.”

Dziesięć lat temu, po tym jak jej najlepsza przyjaciółka, Corinne, zaginęła, Nicolette postanowiła wyjechać z rodzinnego Cooley Ridge, pozostawiając tam całą rodzinę, licealną miłość i mroczną tajemnicę. Kiedy jednak po wielu latach dzwoni do niej ojciec i mówi, że widział Corinne, Nico rzuca wszystko i wraca do miejsca, o którym chciała zapomnieć. Liczyła na to, że tamte wydarzenia ma już za sobą, że już dawno je przebolała i może żyć nowym życiem. Jednak wkrótce po jej przybyciu znika kolejna dziewczyna. Ostatni raz widziano ją, kiedy wchodziła do lasu leżącego nieopodal domu Nico. Tajemnica z przeszłości powraca, a podejrzani są wszyscy – Cooley Ridge to małe miasteczko, a nikt nie chce wyjść na „tego złego”.

Gdy rozpoczynałam swoją czytelniczą przygodę z thrillerami, to byłam zachwycona niemal każdą powieścią z tego gatunku. Teraz mam już większe wymagania, obeznałam się z tematem, ale nowość od wydawnictwa Znak, Miasteczko kłamców, zdecydowanie czymś mnie urzekła – przynajmniej jej zapowiedź, bo wiedziałam, że będę chciała zapoznać się z historią Nico. Choć fabuła brzmi dosyć oklepanie, to liczyłam na to, że Megan Miranda będzie potrafiła mnie zaskoczyć. Niestety, okazało się, że rozwikłanie tajemnicy wcale nie było takie skomplikowane ani zaskakujące. Właściwie było dosyć przewidywalne i schematyczne, ale mimo tego książka nie wypada najgorzej. Mam wobec niej kilka zarzutów, jednakże pojawia się tutaj kilka elementów, które sprawiają, że lektura jest całkiem przyjemna.

Zdecydowanie mamy tutaj do czynienia ze świetnym klimatem. Tajemnicze Cooley Ridge to małe, zapomniane miasteczko, w którym wszyscy się znają. Nikt z niego nie wyjeżdża (poza Nico), wszyscy żyją swoim prostym, codziennym życiem. Takie miejsca akcji zawsze mają świetną atmosferę, a jeżeli dodamy do tego motyw zaginięcia, to robi się naprawdę ciekawie. W takich miejscach jest po prostu potencjał, a każdy mieszkaniec miasta mógł być zaangażowany w zaginięcie czy też morderstwo, jeżeli dojdzie do popełnienia takowego. Tutaj jest podobnie, choć wszyscy mają alibi. Ale dlaczego tuż po tym, jak Nico wraca do miasta, ginie kolejna dziewczyna? I czemu wszyscy wydają się być obojętni na to, co się stało? Wszyscy mają swoje tajemnice i maskują je kłamstwami.

Megan Miranda zdecydowanie chciała zrobić wszystko, aby trzymać czytelnika w napięciu aż do ostatniej strony. Zadbała o to, aby ostateczne rozwiązanie tajemnicy wyszło na jaw dopiero na sam koniec, jednak nie do końca spodobał mi się sposób, w jaki przedstawiła rozgrywające się wydarzenia. Mamy tutaj do czynienia z nieco odwróconym biegiem akcji – początkowo poznajemy wydarzenia konkretnego dnia, a potem dzień po dniu cofamy się i cofamy… I tak przez dwa tygodnie. Było to nieco problematyczne i dezorientujące, choć zazwyczaj nie mam problemu z tym, aby połapać się we wszystkich faktach. W tym przypadku nie do końca mi to jednak odpowiadało, tym bardziej, że wydaje mi się, iż normalny bieg akcji wiele by nie zmienił. Po co więc ten zabieg? Nie mam pojęcia. W moim odczuciu wychodzi na to samo, z tym, że w tym przypadku można się na chwilę zagubić. I po co?

Nie ukrywam, że autorka stopniowo dawkuje wszelkie informacje, które mogłyby nas naprowadzić na odpowiedni trop w sprawie zaginięcia Corinne i drugiej kobiety, jednakże punkt kulminacyjny nie wbija w fotel. Akcja toczy się umiarkowanym tempem, a książka bardziej wygrywa klimatem niż rzeczywistą intrygą czy tajemnicą – w moim odczuciu nie pojawiło się tutaj nic wyjątkowo zaskakującego, raczej coś, co przyjmuje się z oczywistością. Dlatego ciężko mi jednoznacznie określić tę powieść. Nie ukrywam, że czytało się ją w sumie przyjemnie, ale nie była to zbyt porywająca opowieść. Chyba ot tak do przeczytania na jeden czy dwa wieczory, ale nic poza tym. 


Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...