"Życie i śmierć. Zmierzch opowiedziany na nowo" - Stephenie Meyer

 
 
 
Data wydania: 03.02.2016
Tytuł oryginału: Life and Death
Tłumacz: Donata Olejnik
ISBN: 978-83-271-5462-0
Wymiary: 130 x 205 mm
Strony: 792
 Cena: 44,90zł
Seria: Zmierzch 







Wiecie, że niedawno minęło 10 lat, od kiedy na półkach księgarni pojawił się „Zmierzch” autorstwa Stephenie Meyer? Z tej okazji agentka autorki poprosiła ją, aby przygotowała dla swoich fanów coś specjalnego. Coś, co umożliwi im powrót do stworzonego przez nią świata. Oczywiście pierwszy wybór padł na „Midnight Sun” – „Zmierzch” opowiedziany oczami Edwarda. Jednakże Meyer stwierdziła, że nie zdąży dokończyć tej powieści, więc przygotuje coś nowego, coś wyjątkowego… 

„Życie i śmierć. Zmierzch opowiedziany na nowo” to książka, która moim zdaniem była nikomu niepotrzebna. Naprawdę. Nie chciałam zaczynać tej recenzji z grubej rury, ale chyba nie umiem inaczej… To nic innego jak znana nam już historia, w której autorka zmieniła tylko jedną rzecz – płeć bohaterów. W ten sposób powstała niemal identyczna historia (o tym, dlaczego niemal, napiszę za chwilę), co było dla mnie już po prostu nudne. Nie jestem antyfanką sagi „Zmierzch”, chociaż mam wobec niej kilka zarzutów, ale osobiście uważam, że pomysł Stephenie Meyer jest jednym wielkim niewypałem.

W dobrze znanej nam historii poznaliśmy Bellę Swan, która zakochuje się w Edwardzie Cullenie, nieziemsko przystojnym wampirze. Tutaj role się odwracają – Beau Swan przybywa do miasteczka Forks i poznaje cudowną oraz tajemniczą Edythe Cullen, która okazuje się być wampirem. I co? I wszystko toczy się dokładnie tak samo, z tym, że nadal trzymamy się odwrócenia ról. Autorka nie zmieniła płci tylko dwójki bohaterów – rodziców Belli i Beau. Charlie to nadal Charlie, a Renee to nadal Renee. W ten oto sposób otrzymujemy identyczną historię, która ma tylko inne zakończenie – wynika to zapewne z tego, że autorka nie postanowiła kontynuować historii Beau i Edythe w kolejnych tomach – na całe szczęście – dlatego postanowiła nieco obrócić bieg wydarzeń, ale dopiero pod sam koniec. Niestety, taki rozwój sytuacji był dosyć przewidywalny.

 A teraz zamknijcie na chwilę oczy i spróbujcie sobie wyobrazić jedną rzecz… chłopaka tak irytującego i ciapowatego jak Bella. Błagam, niech ktoś chroni nas przed takimi „samcami”! Bella nigdy nie była postacią, którą darzyłam sympatią, z resztą Edward też jej jakoś wyjątkowo nie zyskał. Ich wieczne ucieczki i powroty były dla mnie niezwykle męczące, a po odwróceniu ról jest jeszcze gorzej… Beau jest tak mało męski, że ręce opadają. Edythe jest bardziej męska od niego, ale wszelkie sytuacje między nimi są po prostu żałosne. Dziewczyna płaci za kolację, dziewczyna ratuje go przed oprychami, dziewczyna nosi go na barana, dziewczyna dba o to, żeby się nie potknął… Błagam! To jest po prostu straszne! Tak samo jak wielka fascynacja Beau jej postacią i jego cały sposób bycia. Trauma na całe życie gwarantowana!

Co więcej mogę napisać o tej książce? Właściwie to chyba nic. Styl autorki pozostał taki sam, ale o dziwo nigdy nie miałam wobec niego zarzutów. Być może jej pomysły nie zawsze przypadały mi do gustu, ale muszę przyznać, że braku umiejętności językowych nie można Meyer zarzucić. Jednakże nie ukrywam, że większość stron można tutaj pominąć – dosyć dobrze pamiętam wydarzenia ze „Zmierzchu”, więc doskonale wiedziałam, co teraz czeka Edythe i Beau. Końcowe zmiany wprowadzone przez autorkę tak jak już wspominałam są dosyć oczywiste i łatwe do przewidzenia, dlatego nie ma tutaj nic zaskakującego. 

Nie można zaprzeczyć temu, że „Zmierzch” jest powieścią medialną – zyskał ogromną sławę, rozgłos i rzesze fanów na całym świecie. Cała saga została zekranizowana i zapoczątkowała szał na powieści z gatunku romansu paranormalnego, a od daty jego premiery pojawiło się wiele innych pozycji, które biją historię Edwarda i Belli na łeb, na szyję. Nie wiem, dlaczego Stepenie Meyer zdecydowała się dać swoim fanom coś takiego jak „Życie i śmierć”. Może mnie ciężko jest to zrozumieć, gdyż dużo bardziej cenię inną powieść tej autorki, a mianowicie „Intruza”. Być może dla wiernych fanów „Zmierzchu” była to istna gratka i wspaniały prezent! Dla mnie niestety nie. Pani Meyer, trzeba było pozostać przy idei „Midnight Sun”…


Za egzemplarz serdecznie dziękuję:

publicat.pl



W SKRÓCIE:

To ta sama historia, co "Zmierzch", z tym, że zmieniono płeć bohaterów. Wyobraźcie sobie Bellę jako faceta... istna tragedia. Historia identyczna, poza zmienionym zakończeniem, które jednak jest dosyć przewidywalne. Nihil novi. Jednak kunsztu pisarskiego Meyer nie można odmówić.

DLA KOGO?

Chyba tylko i wyłącznie do zagorzałych i wiernych fanów "Zmierzchu". 


Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...