"Joyland" - Stephen King



Złamane serce to coś, co przez bardzo długi czas nie daje nam spokoju. Męczy i dręczy, spać po nocach nie daje. Zastanawiamy się, co takiego złego zrobiliśmy, że ukochana osoba od nas odeszła, czego takiego nam brakuje, że nie możemy być szczęśliwi i kochani? Jednak takie zadręczanie się jest jeszcze gorsze niż sam zawód miłosny. Zapewne tylko dlatego, żeby nie popaść w chory obłęd, szybko szukamy sobie jakiegoś zajęcia, które zaprzątnie nasze myśli… podobnie jak Devin Jones.

Devinowi udało się to szybko – znalazł pracę w lunaparku, która go całkowicie pochłonęła. Jednak wymazanie z pamięci byłej dziewczyny, pierwszej miłości, nie przyszło mu już tak łatwo. Jednak miejsce ku temu wybrał niemal idealne – lunapark. Pełen radości, muzyki, kolorów i zabawy. Piękne i bajkowe miejsce, które przenosi człowieka do innego świata i pozwala zapomnieć o realiach życia. Tak to przynajmniej wygląda normalnie, ale park rozrywki jakim jest Joyland kryje w sobie brutalną tajemnicę. Parę lat temu popełniono w nim straszne morderstwo, a duch zamordowanej dziewczyny podobno do tej pory pojawia się niektórym zwiedzającym…

Przyszedł czas na moje pierwsze spotkanie z autorem jakim jest Stephen King. Teoretycznie mogłam zacząć od innej pozycji, ale jakoś padło na tę najnowszą – „Joyland”. Mój kolega, który zaczytuje się w książkach tego autora powiedział jedno: „Trochę szkoda, że zaczynasz od tej…”. Szkoda, czy nie, stało się. Moja wizja na temat tego pana była taka: mistrz w budowaniu napięcia i w tworzeniu mrożących krew w żyłach horrorów. Dlaczego jednak uparłam się na coś takiego? Sama do końca nie wiem, ale właśnie tego spodziewałam się w powieści, po którą sięgnęłam. Nie jest to jednak mrożący krew w żyłach horror. Właściwie mam problem z zakwalifikowaniem tej powieści do konkretnego gatunku. Zawiera w sobie elementy obyczajowe, kryminalne, sensacyjne i może lekką nutkę wyżej wspomnianego horroru, ale tylko lekką. Jednakże zupełnie nie przeszkodziło mi to w tym, żeby się dobrze bawić podczas czytania.

Faktycznie, przyznaję, że liczyłam na coś innego. Jednak to, co otrzymałam, wcale nie zepsuło mojego nastroju i nie rozczarowało mnie. W końcu nie mam doświadczenia z książkami tego autora, więc nie mam prawa negować tej książki. Czytało mi się ją bardzo przyjemnie – płynny i lekki styl autora, ciekawa i poruszająca fabuła, różnorodni bohaterowie, ciekawe miejsce akcji. To książka o prawdziwym życiu – dorastaniu, problemach ( i to naprawdę poważnych), przyjaźni, stracie, a nawet o chorobie i śmierci. Bardzo realistyczna powieść, w której można znaleźć tak wiele nauk na przyszłość. Zdecydowanie ma w sobie morał, i to pewnie nie jeden. Każdy znajdzie w niej własne przesłanie, a przy okazji przeczyta dobrą lekturę.

W sumie jest to rodzaj opowiadania. Devin Jones opowiada czasy swojej młodości, kiedy to podjął się pracy w lunaparku. Przyszło mu zmierzyć się z wieloma trudnościami, przede wszystkim z tajemnicą brutalnego morderstwa, które go zaintrygowało tak, że bardzo chciał odkryć prawdę. Drugą istotną rzeczą była swego rodzaju przyjaźń z ciężko chorym młodym chłopcem. Nie jestem przekonana, czy mogę tu mówić o budowaniu napięcia, chociaż z pewnością kilka takich sytuacji było. W większym stopniu jednak rozbudzona została moja ciekawość – kto i dlaczego popełnił zbrodnię w Joyland’zie, czy Dev to odkryje, jak dalej potoczą się losy jego i innych bohaterów… Cała historia potrafi czytelnika wciągnąć do swojego świata. Nie jest to horror, przez który serce podejdzie Wam do gardła, ale na pewno jest to życiowa powieść, która być może Was poruszy, to już zależy od człowieka.

Nie mogę porównać tej lektury do żadnej innej książki King’a, ale mogę szczerze przyznać, że czytałam ją z przyjemnością. Dobrze się bawiłam, a to chyba najważniejsze – że lunapark dostarczył mi rozrywki, w końcu takie jego zadanie, prawda? Wiem również, że na pewno sięgnę po inne książki tego autora, bo bardzo spodobał mi się jego styl i sposób pisania. Elementów grozy tutaj brak, ale jest jedna ważna rzecz dotycząca tej powieści – jest wyjątkowo autentyczna. Uważam, że warto się z nią zapoznać i poświęcić jej trochę czasu i zobaczyć, jakie życie potrafi momentami być niesprawiedliwe. Zdecydowanie godna uwagi. Wystawiam 7/10.

Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości księgarni:


Za co serdecznie dziękuję.

Komentarze

  1. Kinga uwielbiam, ale "Joylandu" jeszcze nie czytałam. To się musi zmienić!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. King niby taki popularny i wszystkim znany a ja również nie czytałam jeszcze nic jego autorstwa. Mam co prawda "Wielki marsz" ale jakoś nie mam chwilowo na niego "natchnienia". Trochę szkoda, że nie ma tej grozy z której King podobno słynie, ale przekonałaś mnie do "Joylandu". Lubię takie historie, jest duch, jest tajemnica, jest zabawa ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam na półce, więc na pewno kiedyś przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam nic z twórczości Kinga. Ostatnio koleżanka opowiadała mi że po jednej jego książce nie mogła spać przez tydzień. Nie zraża mnie to jednak i mam zamiar nadrobić zaległości z twórczości tego pisarza :) w "Joyland" bardzo zainteresowała mnie fabuła (:

    OdpowiedzUsuń
  5. King to mistrz pióra! Aczkolwiek "Joyland" jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam jeszcze nic Kinga, ale zbieram się do tego od dłuższego czasu. Na półce czeka ,,Lśnienie" i wiem, że tym razem już nie odłożę jego twórczości na bok. Zobaczymy, jeżeli mi się spodoba chętnie zacznę dalszą przygodę z tym autorem i sięgnę także po ,,Joyland":)

    OdpowiedzUsuń
  7. jeśli miaasz ochotę na horror i napięcie, to gorąco polecam "Lśnienie". "Joyland" wciąż przede mną, ale ogólnie wiadomo, że King tylko zabawił się swoim nazwiskiem, i po raz pierwszy stworzył nie-horror. Pewnie o tym nie wiedziałaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę poczytałam, więc wiem. Ale w sumie.. może to po prostu trochę innego rodzaju groza - pełna ludzkich emocji, a one też bywają straszne i destruktywne :)

      Usuń
  8. Ja również nie czytałam żadnej książki autora, ale na tę akurat mam ochotę. Ostatnio nawet zastanawiałam się nad zakupem, ale ostatecznie zrezygnowałam. Po Twojej recenzji trochę żałuję, ale wszystko przede mną i jeśli trafi się kolejna okazja to raczej z niej skorzystam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na pewno przeczytam. Tym bardziej, że ostatnio kupiłam tę książkę w weltbildzie. King to mój niekwestionowany mistrz.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też dopiero zaczynam przygodę z Kingiem. Ludzie mówili, żebym nie zaczynała od "Joyland", podobnie jak Twój znajomy. Zaczęłam od "Cmętarza dla zwieżąt". Póki co nie jest źle. Ale jeszcze nie wiem na czym polega słynna groza króla horroru... Chociaż moja znajoma też uwielbia Kinga i jeszcze w żadnej powieści się nie bała. Kto wie, może ten tytuł ma służyć zachęcie? Albo trzeba się bać realności...

    OdpowiedzUsuń
  11. Pierwsze spotkanie? Oj, nadrabiaj szybko, ale muszę Cię ostrzec, że Joyland jest zupełnie w innym stylu, niż pozostałe powieści Kinga. To taka wisienka na torcie, ale zdecydowanie warto sięgnąć po inne książki.

    OdpowiedzUsuń
  12. Podziele zdanie twojego kolegi, ponieważ ten autor ma w swoim dorobku o wiele lepsze książki, choć jest to opinia bezpodstawna, poniewaz nie czytałam jesze 'Jooylendu', ale po wielu recenzjach śmiało moge stwierdzić, że nie jest to najlepsza ksiazka Stephena Kinga, zostało mi tylko polecić ci kolejne dzieła tego autora :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam twórczość Kinga i pewnego dnia chciałabym przeczytać wszystkie jego dzieła, tak więc i na książkę opisywaną przez ciebie przyjdzie pora :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Mam ją już w domu i niedługo przeczytam. Ja mam już za sobą kilka książek Kinga, więc będę miała porównanie. Polecam Ci m.in. "Misery" oraz "Dolores Claiborne" :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :)

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...