Recenzja premierowa: "Początek wszystkiego" - Robyn Schneider





Data wydania: 14.06.2017
Tytuł oryginału: The Beginning of Everything
Tłumacz: Aga Zano
ISBN: 978-83-7515-460-3
Wymiary: 135 x 205 mm
Strony: 320
 Cena: 36,90 zł








Coraz rzadziej sięgam po książki młodzieżowe, a tym bardziej po takie typowo obyczajowe. Choć cofnięcie się do czasów liceum bywa naprawdę czymś przyjemnym, tak jednak moje postrzeganie świata jest już na nieco innym poziomie. Jednak w ludzkim życiu zdarzają się takie sytuacje i problemy, na które każdy reaguje podobnie, niezależnie od wieku. Najczęściej jest to utrata kogoś bliskiego lub czegoś, co dawało nam poczucie stabilności. Rozpacz i niemoc rozdzierające w takiej sytuacji nasze serca wywierają na nasze życie taki sam wpływ, niezależnie od tego, na jakim etapie życia się znajdujemy. Jednak kiedy wydaje nam się, że straciliśmy wszystko, że to już koniec… może zdarzyć się coś, co pokaże nam, że to dopiero początek.

Ezra Faulker był kiedyś gwiazdą szkoły. Dobrze zbudowany, przystojny, popularny tenisista spotykający się z najładniejszą dziewczyną w szkolę. Jednak wypadek samochodowy wszystko odmienił i życie Ezry odwróciło się o 180 stopni. Jego kariera sportowa legła w gruzach, dziewczyna zostawiła go dla jego najlepszego przyjaciela, a on stał się odludkiem. Ci wszyscy „wierni przyjaciele” pozostawili go samego sobie i nie raz cisnęło im się na usta słowo „kaleka”. Jednak na drodze Ezry staje Cassidy Thorpe, dziewczyna burza, która uczy się chwytać każdą chwilę, zna dziwaczne słowa i nie boi się wyzwań. Ma w życiu inne priorytety niż bycie ładną i popularną, jednak bywa też niezwykle tajemnicza i nieprzewidywalna. Cassidy wciąga Ezrę do swojego niepowtarzalnego świata, w którym chłopak będzie miał szansę odnaleźć się na nowo albo całkowicie pogrążyć w rozpaczy.

Nie pytajcie, co mnie zachęciło do przeczytania tej książki. Po prostu poczułam, że może warto dać jej szansę? A moja intuicja nigdy się nie myli! Tak, rzeczywiście z trudem przychodzi mi odnalezienie się w licealnych historiach i początkowo wydawało mi się, że tylko tracę czas z tą powieścią. Jednak zadziwił mnie fakt, że czytało mi się ją z taką lekkością! Choć to nie do końca moja bajka, to historia Ezry mnie wciągnęła. Całość przypomina mi nieco książkę Johnna Greena, Papierowe miasta, które akurat bardzo dobrze wspominam. To historia zagubionego chłopaka, który stracił dawnego siebie, oraz szalonej dziewczyny, która łapie w swoje ręce każdą chwilę, jakby każdy moment był czymś, co może momentalnie pęknąć niczym bańka mydlana. Czy Ezra i Cassidy są swoimi przeciwieństwami? Wydaje mi się, że tak. I choć łatwo się domyślić, że pomiędzy tą dwójką prędzej czy później wywiąże się pewne uczucie, tak od samego początku nie widziałam ich razem. To były dwa przeciwne bieguny, ale osobiście uważam, że takie przyciąganie jest nietrwałe, może coś zmienić, ale nie może zostać na zawsze. Brak mu stabilności. Plusy zawsze trzymają się z plusami, minusy z minusami. Często wiążą się ze sobą, jednak na stałe są tylko w swoim gronie – o ile wiecie, co mam na myśli.

Cassidy to pełna życia dziewczyna, która skrywa w sobie tajemnicę. Może sprawiać wrażenie egoistycznej, ale Ezra z łatwością ulega jej urokowi. Czytelnik obserwuje jak z czystego kumpelstwa, w sposób nienachalny i nieprzesadzony, zaczyna się rodzić coś więcej. Coś intensywnego, ale niepewnego. Tak to chyba bywa z tymi licealnymi miłościami… Ale to właśnie dzięki tej niesamowitej dziewczynie Ezra jest w stanie zacząć żyć na nowo. Rozpiera go energia i wiara w to, że może być lepiej. Zaczyna inaczej widzieć życie i co ciekawe, wcale nie tęskni za dawnym sobą. Wypadek samochodowy zmienił jego postrzeganie świata, a Cassidy zaczęła je kierować na odpowiednie tory. Jednak w tej dziewczynie jest coś tajemniczego… Coś, co w każdej chwili może wybuchnąć. No i wybuchło! Cieszy mnie fakt, że autorka poprowadziła bieg wydarzeń właśnie w taki sposób. Mamy tutaj nagły zwrot akcji, który wprowadza porządne zdezorientowanie, a w sercu czytelnika zasiewa sporą dawkę niepewności, która trzyma go w napięciu aż do ostatniej strony. Liczycie na szczęśliwe zakończenie? Uważajcie! Szczęśliwe zakończenia są tylko kwestią perspektywy.

Choć w dużej mierze jest to książka o licealnych rozterkach bohaterów, w której nie brakuje problemów okresów dorastania i wchodzenia powoli w dorosłe życie czy też licealnych imprez i picia drinków z czerwonych kubeczków, tak poza tym wszystkim pojawia się tutaj coś bardzo życiowego i dającego do myślenia. Podoba mi się to, że wśród książek YA są jeszcze takie powieści, które skupiają się na czymś więcej niż nieszczęśliwa miłość czy też potrafią ją przemienić w taką siłę napędową, dającą wiarę i kopa do działania. Cassidy i Ezra muszą stawić czoła przeszłości, a nie da się ukryć, że każde z nich przeżyło coś, co nie pozostaje bez wpływu na człowieka. Strata. To jest najbardziej odpowiednie słowo, choć każde z nich straciło coś innego. I choć Ezra jest bardzo zakochany, tak będzie musiał pogodzić się z wyborami Cassidy i jej działaniami. Czy to będzie początek końca? Czy początek czegoś nowego? Tego musicie dowiedzieć się sami, ale zakończenie naprawdę mi się spodobało! Nie było do końca oczywiste, a Cassidy wykazała się rozsądkiem i dorosłością. A jeżeli dobrze się przyjrzycie poszczególnym sytuacjom, to z pewnością zauważycie te różnice pomiędzy popularną gromadką licealistów (dawni znajomi Ezry) a tymi, którzy przeszli w życiu coś traumatycznego. To niesamowite, jak bardzo zmieniają się wtedy człowiekowi priorytety.

Początek wszystkiego to dobra i życiowa książka, nie raz skłaniająca do refleksji, w której nadzieja i strata przeplatają się wzajemnie, tworząc sieć, w którą wpadają główni bohaterowie. Nie jest to kolejny typowy romans dla młodzieży, ale przemyślana historia, która potrafi zaskoczyć, a momentami nawet i wzruszyć. Choć niektórzy mogą się nie zgodzić z jej zakończeniem, to po chwili z pewnością zrozumieją, dlaczego autorka postąpiła w taki sposób. Zobaczą dojrzałość decyzji podjętych przez Ezrę i Cassidy. Zrozumieją, że pewne wydarzenia życiowe potrafią sprawić, że czasami trzeba dorosnąć dużo wcześniej niż rówieśnicy, a licealne rozterki i imprezy spadają wtedy na dalszy plan. Nadal uważam, że takie YA nie jest czymś dla mnie, ale potrafię docenić dobre elementy i nauki płynące z tego typu lektur. I naprawdę się cieszę, że pewni autorzy nie skupiają tylko na romansach, ale na czymś więcej.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję:



Komentarze

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...