"Sanctus" - Simon Toyne



Cytadela – kulminacyjny, charakterystyczny punkt Ruiny, miasta leżącego na południu Turcji. Pewnego dnia na samym szczycie tej wysokiej, wręcz monumentalnej budowli, staje człowiek. A dokładniej to mnich. W końcu rzuca się w dół i nie jest ciężko zgadnąć, jak to się kończy. Umiera. Jednak czy jest to zwykłe samobójstwo, czy też symboliczny akt? Czy ten człowiek miał po prostu dość swojego życia, czy poświęcił je w jakiejś ważnej sprawie?
Dla niektórych ludzi jest to ważny znak. Dla mnichów, którzy mieszkają w Cytadeli jest to zagrożenie, ponieważ ten jeden wyczyn może zniszczyć wszystko, dosłownie wszystko to, co osiągnęli. Dla zwykłych ludzi będzie to nic innego jak samobójstwo. A dla Liv Adamsen będzie to wydarzenie, które zmieni jej życie.

W sumie nie wiem sama co mnie podkusiło, żeby sięgnąć po tą książkę. Rzadko czytam powieści o podobnej tematyce, mimo że na dobrą sprawę nawet takowe lubię. Okładka nie przyciąga szczególnie uwagi czytelnika, a na pewno nie przyciągnęła mojej. Bardziej moją uwagę zwrócił tytuł. Mam chyba jakieś zboczenie na punkcie łaciny i to dlatego. Ogólnie rzecz biorąc książka nie była zła, spodobała mi się, mimo że mam pewne zastrzeżenia. Jednak chyba coraz częściej zacznę sięgać po książki o tematyce nie tylko fantastycznej i paranormalnej, mimo że tutaj także możemy pewien taki element znaleźć.

Fabuła zdecydowanie ciekawa i intrygująca, zwłaszcza jeśli poznajemy ją coraz głębiej. Jeśli naprawdę zagłębimy się w tą historię to możemy się niesamowicie zatracić i zapomnieć o upływie czasu. Akcja toczy się w umiarkowanym tempie, pod koniec zdecydowanie przyspiesza, gdyż mamy tam do czynienia ze swego rodzaju wyjaśnieniem całej sprawy, którą poznajemy w trakcie czytania książki. Czyta się bardzo szybko, jest to zapewne zasługa bardzo prostego i codziennego języka, a także tego, że w sumie każdy rozdział ma tak po 3-4 strony, czasem mniej. Z tego też powodu mamy dość szybki przeskok z jednej sytuacji do drugiej. Raz jesteśmy w centrum miasta, raz w Cytadeli, a czasem lądujemy jeszcze gdzieś indziej. Jednak myślę, że nawet gdyby ktoś chciał to się w tych przeskokach nie pogubi.

Poznajemy tutaj sporo bohaterów, może nawet ich liczba jest zbyt duża, bo myślę, że tutaj właśnie można się trochę pogubić odnośnie tego kto jest kim i jaki ma związek z całą sprawą. Jeśli chodzi o tych bohaterów, którzy występują bez mała w każdym rozdziale, np. Liv, Gabriel, Atanazjusz czy Arkadian, z nimi sprawa jest prosta. Wiem kto jest kim, kto ma co do zrobienia, kto z kim trzyma, a także możemy wywnioskować jaką rolę odgrywa. Jednak z pozostałymi bohaterami jest trochę gorzej, ponieważ naprawdę w pewnych momentach można się zagmatwać. Dodatkowo bohaterowie nie mają żadnych wyraźniejszych cech, oni po prostu są. Mam takie wrażenie, że autor poszedł tym przypadku na ilość a nie na jakość. A szkoda.

Brakowało mi także większej dawki emocji, były tu zdecydowanie momenty, w których dałoby się wskrzesić więcej uczuć, jednak autor tego nie zrobił. Część opisów była także męcząca. Z drugiej jednak strony widać, że autor włożył dużo pracy w tą książkę, ponieważ są przerywniki między rozdziałami, które nawiązują do fabuły, wszystko składa się w jedną logiczną całość i jest to napisane naprawdę w dobry sposób. Dużym plusem jest także nieprzewidywalność – to lubię. W sumie czytając tą książkę nie byłam pewna, czy będę miała ochotę sięgnąć po kolejną część, jednak zakończenie sprawiło, że stałam się ku temu bardziej przychylna.

Teraz tak krótko mówiąc – książka nie jest rewelacyjna, ale zła też nie. Jest według mnie trochę lepsza niż przeciętna, pewnych rzeczy było za dużo, pewnych rzeczy brakowało. Jednak może w drugiej części autor się poprawi. W skali od  1-10 myślę, że mogę dać 5 z plusem, a może i nawet 6.

A na koniec muszę dodać okładkę, która jakoś do mnie bardziej przemówiła :D





W końcu wolne, jakże ja tego potrzebowałam. Nie żebym i tak miała mnóstwo roboty, ale w sumie tak to już bywa. Poza tym nie może być tak źle jakby się wydawało, że jest. Czeka mnie jutro wyprawa do biblioteki, o tak. A wczoraj jakże ciężko było mi się powstrzymać przed kupieniem kolejnych książek.. chyba nie kupiłam tylko dlatego, że zapewne teraz jakieś dostanę, ostatecznie dostanę kasę, żeby je kupić.. poza tym na półce stoi jeszcze kilka moich zakupów, które nie zostały przeczytane. Kurde, to mogłaby być moja praca dorywcza.. gdyby mi tak płacili za czytanie książek xD Fajna sprawa. Oh i będę robić dzisiaj pizzę, może tym razem ciasto nie wylezie z miski na cały dywan... 



Komentarze

  1. Nie są to moje klimaty, jednak będę wiedziała komu te książki podsunąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już gdzieś kiedyś się na nią natknęłam, ale nie zwróciła mojej uwagi. Twoja recenzja za to mnie zaciekawiła. Rozejrzę się za książką ;) Chociaż liczę na to, że ta dawka emocji jest jednak umiarkowana, bo lubię lektury wzbudzające silne uczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta okładka na końcu też bardziej do mnie przemawia. Raczej nie kupię, ale jeśli będzie w bibliotece to wypożyczę.

    OdpowiedzUsuń
  4. O książce nie słyszałam, ale ciekawa oprawa i ciekawy tyt. ;)
    Pizza ! oo zjadłabym, domowa najlepsza ;D powodzenia z ciastem zatem ;p

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie żeby coś, ale co Cię podkusiło do tej książki? I oto jestem! Haha
    Siostrze się podobała, a i ja mam zamiar przeczytać, ocena nie jest zła, więc spróbuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie moje klimaty, więc nie będę się specjalnie rozglądać.
    A czytanie to mogłaby być i moja praca dorywcza :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Raczej nie dla mnie ta książka :P

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba nie przeczytam. Pozdrawiam i zapraszam do mnie.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Do książki raczej nie zajrzę. Gdyby mi płacili za czytanie byłabym w siódmym niebie, ale nie ma tak dobrze. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze :)

A book is a dream that you hold in your hands...

A book is a dream that you hold in your hands...

Reading is dreaming with open eyes...

Reading is dreaming with open eyes...